Justyna Kowalczyk biegnie u siebie: to się opłaca

Biegi Narciarskie | Od jutra pierwszy Puchar Świata w Polsce. Biegi to nie skoki, do zawodów się dokłada. Ale to się opłaca

Publikacja: 16.02.2012 00:11

Justyna Kowalczyk

Justyna Kowalczyk

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak now Piotr Nowak

Justyna Kowalczyk honory gospodyni pełni z hotelu tuż przy trasie. Na treningi na Polanie Jakuszyckiej ma kilka kroków, wystarczy przejść przez ulicę. Jest tutaj od niedzieli, gdy jeszcze na trasach było pusto. Teraz jest tłoczno i coraz głośniej.

Są już Norweżki, właśnie przyjechały Szwedki. Na Polanie wyrósł stadion zbudowany specjalnie na ten weekend, przy nim miasteczko Pucharu Świata. Dziś o 12.30 jest oficjalny trening, a od jutra zawody: najpierw sprint stylem dowolnym (wyścigi od 14.30, TVP 2, Eurosport), a w sobotę indywidualny bieg na 10 km stylem klasycznym (od 14.30) po trasie,  o której się mówi, że jest najtrudniejsza w Pucharze Świata.

Wszystko gotowe, tylko śnieg ciągle trzeba wywozić, wczoraj spadło go kilkadziesiąt centymetrów. Nie bez przyczyny nazywają to miejsce polską Jakucją. Różnych rzeczy się organizatorzy Pucharu Świata obawiali, ale tego, że śniegu zabraknie – nigdy.

– U nas biegać na nartach można sześć miesięcy w roku, czasami jeszcze w maju – mówi burmistrz Szklarskiej Poręby Grzegorz Sokoliński. – Co roku jest tak, że mistrzostwa Polski są planowane to tu, to tam, a potem i tak kończą u nas, bo mamy śnieg.

W każdy weekend przyjeżdża tutaj kilka tysięcy biegaczy. Kiedyś wystarczała jedna wypożyczalnia nart, dziś jest kilkanaście. Bieg Piastów przyciąga coraz więcej chętnych, jest już w Worldloppet, czyli elicie najważniejszych na świecie biegów.

Dzięki sukcesom Justyny Kowalczyk trafia też wreszcie do Polski Puchar Świata. Sporo się w Jakuszycach zmieniło od chwili, gdy szef biegów w FIS Juerg Capol, sprawdzając kandydaturę Szklarskiej, stanął kilka lat temu na Polanie i zaczął wyliczać: to drzewo do wycięcia, ten budynek do wyburzenia, tu trzeba zbudować to, to i to.

– Capol to nie tylko były biegacz, ale też były specjalista od promocji Sankt Moritz. Zna się na biznesie, rozmowy z nim są konkretne – mówi Jacek Jaśkowiec, szef komitetu organizacyjnego Pucharu Świata w Szklarskiej Porębie i członek komisji biegów FIS. Też biznesmen, prawnik i ekonomista specjalizujący się w sprzedaży firm, kiedyś bliski współpracownik Jana Kulczyka.

Burmistrz Grzegorz Sokoliński (i on ma doświadczenie w biznesie, jest właścicielem drukarni i wydawnictwa) wspomina, że gdy zaproponował Capolowi, by z Polany Jakuszyckiej zjechali do miasta koleją  – Polana leży 9 km od Szklarskiej, transport to największy problem organizatorów – od razu usłyszał serię pytań: ile trwa podróż, ilu kibiców pomieści pociąg, ile osób można przewieźć w godzinę, a ile w dwie.

Stanęło na tym, że widzów będzie każdego dnia po 4,5 tysiąca. Dużo mniej niż chętnych, bilety na oba dni już sprzedano. Wejściówki są na trybuny na stadionie. Organizatorzy mają pilnować, żeby przy trasach nie było zbyt wielu gapowiczów, zwłaszcza takich, którym mogłoby przyjść do głowy, żeby pomagać Justynie przez przeszkadzanie Marit Bjoergen. Nie ma co ukrywać, są obawy, że może być jak swego czasu na Pucharze Świata w skokach, kilka kilometrów stąd, w Harrachowie, gdzie przed śnieżkami musiał się uchylać Sven Hannawald. Przy trasie podczas zawodów będzie tylko około tysiąca widzów, zorganizowane grupy.

Na tym porównania ze skokami się kończą. – Z zawodami w Zakopanem łączy nas tylko to, że u nas też walczą na dwóch nartach. W Zakopanem mają stadion przy skoczni, a my wszystko stawiamy na zawody: trybuny, namiot dla mediów, kontenery dla ekip – mówi Grzegorz Sokoliński.

– Na skokach można zarabiać, do zawodów w biegach każdy w PŚ dopłaca, jedni więcej, inni mniej – tłumaczy Jacek Jaśkowiak. Budżet zawodów to 3 mln złotych, przenośna infrastruktura była największym wydatkiem. Ale pieniądze to nie wszystko, tureckie Erzurum wydało u siebie na infrastrukturę 140 mln euro i ciągle czeka na PŚ.

Polska go dostała dzięki Justynie i dzięki temu, że są w Szklarskiej znakomite trasy. Władze miasta nie ukrywają: dokładamy do organizacji PŚ po to, by je zareklamować. Każde zawody PŚ ogląda średnio 40 mln widzów, z czego większość sama biega na nartach.

– Chcemy pokazać, że tu można to robić nie gorzej niż za granicą. Że nie jesteśmy drodzy, że na granicy polsko-czeskiej jest 300 km tras – mówi Grzegorz Sokoliński. – FIS już to wie, kilka tysięcy osób biegających co weekend też. A teraz niech to zobaczy 40 mln widzów.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora p.wilkowicz@rp.pl

kajakarstwo
Klaudia Zwolińska szykuje się do nowego sezonu. Cel to mistrzostwa świata
Kolarstwo
Strade Bianche. Tadej Pogacar upada, ale wygrywa
Kolarstwo
Trwa proces lekarza, który wspierał kolarzy. Nie zawsze były to legalne sposoby
Inne sporty
Czy peleton zwolni? Kolarze czują się coraz bardziej zagrożeni
Materiał Promocyjny
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Kolarstwo
Michał Kwiatkowski wciąż jeszcze wygrywa
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń