PaweŁ Wilkowicz z Jakuszyc
Najpierw był uśmiech do kamery, wyciągnięte ręce i radość z awansu. Potem się okazało, że go jednak nie ma, bo Niemka Katrin Zeller zrobiła przed metą lepszy szpagat i wjechała na linię o mgnienie oka szybciej niż Justyna. Drugie miejsce w ćwierćfinale i awans do półfinału uciekły o dwa, trzy centymetry. A razem z nimi uciekła szansa, by żółtą koszulkę liderki Pucharu Świata przejąć na Polanie Jakuszyckiej już pierwszego dnia.
Tyle że jakoś nikt się tym nie potrafił przejąć. 16. miejsce, choć jedno z najgorszych w tym sezonie (niżej Justyna była tylko w sprincie w Rogli, na 24.) smakowało prawie jak zwycięstwo. Bo Marit Bjoergen, faworytka sprintu, odpadła w tym samym ćwierćfinale co Justyna, była dopiero piąta. Zajęła ostatecznie 22. miejsce, najgorsze tej zimy, i Kowalczyk zmniejszyła stratę w PŚ z 12 do sześciu punktów.
Trudno chcieć więcej w sprincie stylem dowolnym, zwłaszcza w taki dzień, gdy pogoda cały czas się zmieniała, a na oblodzonej trasie, z biegu na bieg coraz bardziej śliskiej, działy się cuda. Kilka dobrych sprinterek odpadło już w eliminacjach, Justyna była w nich dopiero 24., Marit czwarta. Gdy przyszedł czas wyścigów, wszystko jeszcze mocniej zawirowało: z czołówki eliminacji do finału awansowała tylko Laure Barhelemy i w ogóle się w najważniejszym biegu nie liczyła.
Pierwszy raz tej zimy zdarzyło się, że ani Kowalczyk, ani Bjoergen nie były w czołowej piętnastce. Pierwszy raz w sezonie się zdarzyło, że punkty dla Polski zdobył ktoś oprócz Justyny: do ćwierćfinału awansowały też Sylwia Jaśkowiec i Agnieszka Szymańczak. Mało tego, Szymańczak miała w eliminacjach lepszy czas niż Kowalczyk. A ćwierćfinał przegrała tuż po starcie, nie ze swojej winy. Wpadła na nią Słowenka Alenka Cebasek, wypchnęła na bok. Gdy Szymańczyk próbowała wrócić do dobrego rytmu, okazało się, że jeden kijek jest pęknięty i zanim dostała nowy, rywalki uciekły bardzo daleko.