Zanim skoczył Stoch, konkurs ślimaczył się drugą godzinę. Rozpoznać, kto był silny, a kto zyskał na szczęśliwych podmuchach pod narty, było bardzo trudno. Jury robiło to, co zawsze w takich okolicznościach – przesuwało belkę i czekało na poprawę pogody. Po 34 skokach liderem był Niemiec Severin Freund (220,5 m), choć inni polecieli znacznie dalej: Norweg Rune Velta – 234,5, Rosjanin Denis Korniłow – 232, Słoweniec Jurij Tepes – 230,5 i Niemiec Maximilian Mechler – 222,5.
Kamil Stoch był na belce 35., za nim już tylko piątka rywali. Polak też długo czekał na swoją kolejkę, bo startujący przed nim Simon Ammann już miał kłopoty z nasilającym się wiatrem. Gdy najlepszy z polskich skoczków ruszył z rozbiegu, wydawało się, że trafił w chwilę ciszy. Zaraz po wyjściu z progu dostał jeden silny podmuch z boku, potem drugi, szczęśliwie wylądował, ale odległość okazała się marna – 152,5 m. Trener Łukasz Kruczek protestował, decyzja sędziów była zła, niebezpieczeństwo dla skoczka oczywiste. Stoch zajmował 32. miejsce, które oznaczało dla niego koniec mistrzostw. Korzystną dla Polaka decyzję wymusiła pogoda. Po kolejnej godzinie z okładem serię trzeba było anulować. Wiatr wiał chwilami z prędkością ponad 9 m/s.
Pozostali Polacy skoczyli w miarę dobrze. Krzysztof Miętus (197,5 m) i Piotr Żyła (196) mieli wyniki dające im start w drugiej serii, tylko Maciej Kot (164,5) odpadłby.
Mistrzostwa w sobotę zaczną się na nowo. Program konkursu indywidualnego przewiduje od 15 jedną serię zastępującą dwie odwołane z piątku. O 16 ma się zacząć druga seria, zaraz po niej trzecia. Konkurs drużynowy na razie bez zmian – w niedzielę o 14.