Ekstraligi mogło nie być już dwa lata temu, kiedy ze sponsorowania zrezygnowała firma Wojas, po zdobyciu ostatniego mistrzostwa Polski. Pieniądze się skończyły, spółka Wojas Podhale wycofała się z rozgrywek, a w jej miejsce po wygraniu baraży wszedł Miejski Młodzieżowy Klub Sportowy (MMKS), grający wcześniej w pierwszej lidze.
Góralska duma nie pozwalała, by Nowy Targ zniknął z hokejowej mapy Polski, ale nikt nie pomyślał, skąd wziąć pieniądze na utrzymanie drużyny. – Proszę pamiętać, że kiedy zostawałem prezesem MMKS, to nie po to, by grać w ekstralidze. Okazało się jednak, że taka była potrzeba chwili. Podjęliśmy próbę i dziś widać, że ponieśliśmy porażkę – mówi prezes klubu Mirosław Mrugała.
I dodaje, że kadrę mógł skompletować dopiero we wrześniu. Nic dziwnego, że rozgrywki Podhale kończyło z 14 juniorami w składzie. – Nie mogliśmy zatrzymać tych, którzy chcieli odejść. Mieliśmy wobec nich zobowiązania i daliśmy im wolną rękę – dodaje Mrugała.
Tak widzi sprawę zarząd, ale kibice nie dają się przekonać. Obwiniają władze o nieudolność i żądają zmian. – Zarząd zrezygnował ze starszych graczy, bo uważał, że drużyna złożona z juniorów sobie poradzi. Piąte miejsce na koniec poprzedniego sezonu uśpiło czujność. Kiedy przed rozgrywkami do klubu dzwonił Milan Baranyk (Czech, który grał w Podhalu – przyp. red.) i twierdził, że chce wrócić, nie podnieśli słuchawki, bo bali się, że upomni się o pieniądze – mówi „Rz" Michał Karaś, prezes stowarzyszenia kibiców Podhala. Baranyk podpisał kontrakt z Nestą Toruń i w meczach o utrzymanie strzelał Podhalu bramki.
Przez te dwa lata taka mieszanka nieudolności, bałaganiarstwa, ale i dobrych chęci ciągle się przeplatała, aż doprowadziła zasłużony klub do upadku. Kiedy urząd miasta dał pieniądze na stypendia dla zawodników, ktoś z klubu źle wypisał wniosek i na pewien czas wypłata została wstrzymana. Zarząd zagroził podaniem się do dymisji i oskarżył miasto o niewywiązywanie się z zobowiązań. Działo się to w przeddzień walki o utrzymanie.