– Skrojone na miarę. Nic się tu na szczęście nie zmienia – mówi Justyna „Rz" o trasach w Canmore. W jej przypadku trasy na miarę to znaczy: bardzo trudne, bardzo dobrze przygotowane i bardzo szerokie. Trener Aleksander Wierietielny dodaje, że drugich takich na świecie nie ma. – Im nie trzeba nawet robić reklamy, są cały czas oblegane przez tłum biegaczy – mówi „Rz".
Tutaj przygotowywali się dwa lata temu z Justyną do igrzysk w Vancouver, a przez ostatni tydzień trenowali już z myślą o Tour de Ski, odpuszczając starty w sprincie w Quebecu w poprzedni weekend. – Canmore bardzo dobrze mnie przygotowuje do następnych startów – tłumaczy Justyna.
Tej zimy, gdy z Pucharu Świata zniknęło estońskie Otepaeae i Szklarska Poręba, to właśnie tutaj, w kanadyjskiej Albercie, Kowalczyk ma zawody, które traktuje jak domowe. W żadnym innym miejscu PŚ nie stawała na podium z taką regularnością. Tylko raz wypadła w Canmore poza czołową trójkę, w sprincie stylem dowolnym w 2008. Żałowała, że trafiły się jej kanadyjskie igrzyska w Vancouver na trasach tak płaskich, że nazywali je z trenerem turystycznymi. Gdyby mogła walczyć o medale w Canmore, gdzie rozgrywano biegi igrzysk w Calgary w 1988 r. i gdzie są długie, ciężkie podbiegi, to byłaby inna rozmowa.
To będzie jeden z najdłuższych weekendów w PŚ, z trzema startami: dziś na 10 km stylem klasycznym ze startu wspólnego (skoczkowie pracę w ten weekend zaczynają jutro, kwalifikacjami w Engelbergu, już z Kamilem Stochem), w sobotę sprint stylem dowolnym, a w niedzielę bieg łączony na 15 km. Nie ma w Kanadzie najlepszych Norweżek, które pierwszy raz zrobiły sobie tak długą przerwę w startach, wszystko postawiły na Tour de Ski i przygotowują się do niego we włoskim Seiser Alm. Nie będzie Szwedki Charlotte Kalli ani Finki Kristy Lahteenmaeki. Z czołowej dziesiątki PŚ przyjechały oprócz Justyny Norweżki Vibeke Skofterud i Kristin Stoermer Steira, fińska sprinterka Anne Kyloenen i Amerykanka Kikkan Randall.
Jeśli Kowalczyk w Canmore ucieknie Kikkan Randall, może zostać liderką PŚ