Właściciele i zawodnicy ciągle kłócą się o miliony

Patrzeć na siebie nie mogą, a żyć ze sobą muszą. Właściciele klubów NHL i zawodnicy kolejny raz zerwali negocjacje

Publikacja: 13.12.2012 13:47

Bill Daly

Bill Daly

Foto: AFP

To bardziej przypomina partię szachów niż mecz hokejowy. Zamiast szybkich akcji i mnóstwa strzałów na bramkę są długie namysły, konsultacje i obmyślanie strategii. Tylko emocje i brutalność przypominają, że to jednak hokej i miliardy dolarów do podziału.

Pat trwa już około 90 dni i końca nie widać. Wiadomo, że liga nie wystartuje przed nowym rokiem, bo nawet jeśli porozumienie przyniesie pod choinkę Święty Mikołaj, to kiedy drużyny miałyby się przygotować? Zawodnicy rozjechali się po całym świecie.

Na pomoc (już drugi raz) ruszyli mediatorzy federalni i na razie niewiele wskórali. Spotkanie odbyło się gdzieś pod New Jersey i, jak zapewniają zawodnicy i liga (bo żadnego z właścicieli tam nie było), obie strony spotykały się z mediatorami oddzielnie.

Każdy ma swoje racje, a mediatorzy mają z tego stworzyć jedną całość, która się nie rozsypie jak domek z kart. W zeszłym tygodniu właściciele położyli na stole ofertę. Podział zysków 50-50 zamiast dotychczasowego 53-47 proc. na korzyść zawodników, a w zamian 300 mln dolarów jednorazowo dla graczy na wyrównanie strat z tego powodu.

Zawodnicy musieli się też zgodzić na inne warunki: najbliższy układ zbiorowy pracy (CBA) będzie podpisany na 10 lat, kontrakty będą mogły być zawierane najwyżej na pięć lat (chyba że klub odnawia umowę ze swoim zawodnikiem – wtedy na siedem).

Zawodnicy zaakceptowali 300 mln (choć chcieli 393 mln), ale mieli własne pomysły: ośmioletnie CBA i kontrakty bez limitu długości. Kiedy właściciele to usłyszeli, zabrali papiery i wstali od stołu. I tak bez końca, kiedy uda się znaleźć porozumienie w jednym punkcie, natychmiast problem pojawia się gdzie indziej.

Przepychanką między bogatymi i bardzo bogatymi coraz bardziej zniecierpliwieni są kibice. Fan Los Angeles Kings założył na Facebooku stronę „Po prostu to zostaw" (Just drop it), w której wzywa do bojkotu wszystkich meczów odwołanych po 21 grudnia: nie kupujemy biletów, nie oglądamy w telewizji, nie dajemy zarabiać. W krótkim czasie polubiło ją prawie 13 tys. ludzi. – Naszym celem jest to, żeby hokej wrócił do gry. Przecież ci ludzie kłócą się o nasze pieniądze – mówi Chase.

To bardziej przypomina partię szachów niż mecz hokejowy. Zamiast szybkich akcji i mnóstwa strzałów na bramkę są długie namysły, konsultacje i obmyślanie strategii. Tylko emocje i brutalność przypominają, że to jednak hokej i miliardy dolarów do podziału.

Pat trwa już około 90 dni i końca nie widać. Wiadomo, że liga nie wystartuje przed nowym rokiem, bo nawet jeśli porozumienie przyniesie pod choinkę Święty Mikołaj, to kiedy drużyny miałyby się przygotować? Zawodnicy rozjechali się po całym świecie.

SPORT I POLITYKA
Aliszer Usmanow chce odzyskać władzę. Oligarcha Putina wraca do gry
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
kajakarstwo
92 medale i koniec. Rewolucja w reprezentacji Polski, odchodzi dwóch trenerów
kolarstwo
Marek Leśniewski, nowy prezes PZKol: Jestem zaprawiony w boju
Inne sporty
Wybory w Polskim Związku Kolarskim. Kto wygrał i czy prezes jest prezesem?
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Kolarstwo
Czesław Lang: Stanowisko prezesa PZKol nie jest mi do niczego potrzebne
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni