Justyna Kowalczyk wraca do Polski na święta z żółtą koszulką liderki Pucharu Świata, po dwóch zwycięstwach w Kanadzie. Nerwy z początku sezonu poszły w zapomnienie?
Aleksander Wierietielny: Na bieg łączony w Canmore patrzyłem z dumą. Zapamiętam go na długo, bo Justyna była bliska perfekcji, zwłaszcza taktycznie. Wcześniej nie dała rywalkom szans na 10 km stylem klasycznym. Ale sprint, który był pomiędzy tymi biegami, z porażką w ćwierćfinale, zostawił niedosyt. Musimy się nad tymi sprintami zastanowić, bo do końca sezonu będzie ich sporo. Justynie nie wypada popełniać takich błędów jak w Canmore, a wcześniej w Kuusamo. W Finlandii na trudnym podbiegu niepotrzebnie wyskoczyła z torów i traciła siły. W Canmore źle zrobiła, że szarpała się na pierwszych podbiegach, żeby tam zamęczyć rywalki. Taką na początku ustaliliśmy taktykę, ale potem próbowałem Justynę przekonać – bezskutecznie – do zmiany w ostatniej chwili, bo nikt w poprzednich biegach w ten sposób nie awansował.
Zabrakło jej do awansu tylko jednej dziesiątej sekundy. W Kuusamo też.
Na tym poziomie dwa podobne błędy nie powinny się zdarzyć. Justynie zostały w pamięci biegi sprzed lat, gdy jak ruszyła na podbiegu, nikt nie był w stanie za nią nadążyć, a teraz jest inaczej, już wszyscy ćwiczą podbiegi. Gdy jej w Canmore powiedziałem, że zrobiła błąd, trochę się na mnie pogniewała. Ale potrafimy o takich sprawach zapominać i przed biegiem łączonym dogadaliśmy się bez problemu.