Tour siedmiu boleści

W sobotę rusza siódmy raz, jest najchętniej oglądanym wyścigiem narciarzy, królestwem Justyny Kowalczyk.

Publikacja: 27.12.2012 21:30

Justyna Kowalczyk wygrała trzy ostatnie wyścigi Tour de Ski

Justyna Kowalczyk wygrała trzy ostatnie wyścigi Tour de Ski

Foto: AP

Na początku była góra. A jeszcze przed górą – sauna, w której działacze FIS Juerg Capol i Vegard Ulvang wymyślili narciarską wersję Tour de France. Ale pomysł to była dopiero połowa sukcesu. Trzeba jeszcze było temu Tourowi znaleźć jego zimowe Tourmalet.

Taką torturę dla sportowców, żeby widzów bolało od samego patrzenia. I żeby ta wspinaczka nie wypadała, jak w Tour de France, w środku wyścigu, tylko ostatniego dnia, i decydowała o wszystkim. Kto pierwszy wpada na metę, ten wygrywa. Na wcześniejszych etapach Touru zbiera się większe i mniejsze przewagi, ale nie da się ich obronić, jeśli się przegra starcie z górą.

Wypadło na Alpe Cermis, górę ze slalomowym stokiem, który nadawał się w sam raz do takiej katorgi, i z wyjątkowo ponurą historią. To na Cermis 36 lat temu zdarzył się jeden z najstraszniejszych górskich wypadków, gdy w zerwanym wagoniku kolejki zginęły 43 osoby. A 14 lat temu inna tragedia: gdy amerykański pilot z bazy w Aviano, popisując się niskim lotem, zahaczył o linę kolejki, zabijając 20 osób.

Teraz co roku, w finałową niedzielę Touru, przebudowaną po wypadku kolejką wjeżdżają na górę setki kibiców, by popatrzeć z bliska, jak narciarze czołgają się do mety. Albo, cytując Justynę Kowalczyk, jak banda wariatek dmucha pod górę po stoku, na który nie da się podjechać rowerem. Nie tylko banda wariatek, wariatów też, bo to jeden z nielicznych dni w Pucharze Świata, gdy mężczyźni pokonują dokładnie taki sam dystans jak kobiety.

To też dzień największej telewizyjnej oglądalności biegów PŚ, dzień wypłaty najwyższych premii w całym sezonie i zdobywania największej liczby punktów. Najlepsi narciarze za Tour dostają średnio jedną trzecią punktów z całego sezonu. W tym roku będzie ich do wzięcia, na wszystkich etapach i w finale, 750.

W sobotę prologiem w Oberhofie zaczyna się już siódmy wyścig. A nie było dotychczas dwóch takich samych. Zmieniała się liczba etapów – było i sześć, i dziewięć, a teraz będzie siedem. Zmieniały się zasady – kiedyś punkty za etapy dawano tylko tym, którzy dobrnęli do mety, dziś można przerwać wyścig i nie odjechać z pustymi rękami. Zmieniają się trasy, konkurencje i miejsca – w tym roku TdS pierwszy raz zajeżdża do Szwajcarii.

Ale góra jest zawsze, a w trzech ostatnich Tourach pierwsza metę na Cermis mijała Justyna. Tym razem też będzie faworytką, zwłaszcza po kłopotach Marit Bjoergen z sercem. Choć również zdrowa Marit w Tourze zawsze miała pod górę. Po pierwszych porażkach nie pojawiała się w TdS przez trzy lata, a gdy wróciła rok temu, też przegrała z Justyną i Alpe Cermis.

Tour wymyślił Norweg Ulvang ze Szwajcarem Capolem i Szwajcarzy mieli już co świętować, bo ich Dario Cologna wygrywał wyścig trzy razy. A dla Norwegów i Norweżek to jedyna ziemia, której jeszcze nie podbili, i coraz bardziej ich to uwiera. W tym roku wyjątkowo zależało im na zwycięstwie.

– Życzę Marit szybkiego powrotu do zdrowia. Jej nieobecność nie zmienia jednak wiele ani w moim przygotowaniu do wyścigu, ani w tym, co się będzie działo w Tourze, bo ma kto zastąpić Marit. Dziewczyny są bardzo mocne i bardzo zdeterminowane – mówi „Rz” Justyna, która od czwartku trenuje w Oberhofie. Ma na myśli przede wszystkim Therese Johaug, królową finałowego podbiegu, tracącą jednak na początkowych etapach zbyt dużo, by odrobić straty atakiem na Cermis.

– Taktykę będziemy ustalać z etapu na etap. Zresztą, kiedy jadę na Tour, nigdy nie myślę o rywalkach, tylko o sobie. Bo to mnie będzie boleć – mówi Justyna. Rok temu jej walka z Bjoergen w wyścigu to był przebój sezonu bez mistrzostw świata i igrzysk.

Polka wygrała trzy pierwsze etapy, Norweżka cztery następne, aż wreszcie Kowalczyk, przedostatniego dnia, zwycięstwem w biegu na 10 km w Val di Fiemme odwojowała to, co straciła, i dzięki temu kontrolowała sytuację podczas wspinaczki na górę.

Tour to przekładaniec: raz bieg krótki, raz długi, raz styl klasyczny, raz łyżwowy. Ten sprzed roku był wyjątkowo morderczy. Ten, który się zbliża, raczej mu nie dorówna. Będzie miał o dwa etapy mniej, i pierwszy raz tylko jeden sprint. Stylem dowolnym, w Val Muestair, czyli w domu u Dario Colognii.

– Tour jest tym razem dziwnie poukładany. Sprint jest jakby wyjęty z wyścigu, bo mamy dzień przerwy i przed nim, i po nim. Za to ostatnie cztery etapy, we Włoszech, będą rozegrane bez żadnego odpoczynku – mówi „Rz” Justyna. – Z tego co wiem, etapów jest mało, bo po ubiegłorocznym wyścigu działacze FIS doszli do wniosku, że byłby za ciężki jak na sezon z MŚ w Val di Fiemme. Obawiali się, że wiele osób zrezygnuje z udziału. Moim zdaniem niesłusznie. Tour to Tour. Inna marka. Ma być harówą, bo o to chodzi. Ale spokojnie, tegoroczny program też nam dobrze da po tyłku, zwłaszcza podróż do Szwajcarii z Oberhofu, 600 km. A po sprincie znów w samochód, i do Włoch – tłumaczy Justyna.

Kłopotów w podróży boi się najbardziej, bo każda minuta odpoczynku jest ważna. Tour de Ski, jak Tour de France, wygrywa się śpiąc.

Program i regulamin Tour de ski

Emocje przez tydzień w TVP 2 i Eurosporcie

W Tour de Ski obowiązują takie same zasady jak w dwóch innych wyścigach etapowych w Pucharze Świata: Ruka Triple w Kuusamo i w szwedzkim finale PŚ. ?Za każde etapowe zwycięstwo przyznaje się 50, a nie 100 pkt PŚ (za drugie miejsce 46, a nie 80, za trzecie 42, a nie 60 itd.), za to wielkie premie czekają na mecie całego wyścigu. W Tour de Ski jest to aż 400 pkt za zwycięstwo (320 za drugie miejsce, 240 za trzecie itd.). Razem będzie można zdobyć w TdS maksymalnie 750 pkt. Jak w każdym wyścigu etapowym, za miejsca w sprincie są przyznawane bonusowe sekundy, odejmowane od łącznego czasu wyścigu (60 za pierwsze miejsce, 56 za drugie, 52 za trzecie itd.). Bonusowe sekundy są również przyznawane na lotnych premiach w biegach ze startu wspólnego oraz na mecie każdego etapu TdS, poza sprintem i wspinaczką pod Alpe Cermis.

 

Na początku była góra. A jeszcze przed górą – sauna, w której działacze FIS Juerg Capol i Vegard Ulvang wymyślili narciarską wersję Tour de France. Ale pomysł to była dopiero połowa sukcesu. Trzeba jeszcze było temu Tourowi znaleźć jego zimowe Tourmalet.

Taką torturę dla sportowców, żeby widzów bolało od samego patrzenia. I żeby ta wspinaczka nie wypadała, jak w Tour de France, w środku wyścigu, tylko ostatniego dnia, i decydowała o wszystkim. Kto pierwszy wpada na metę, ten wygrywa. Na wcześniejszych etapach Touru zbiera się większe i mniejsze przewagi, ale nie da się ich obronić, jeśli się przegra starcie z górą.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
doping
Zielony ład w kolarstwie. Tlenek węgla oficjalnie zakazany
Inne sporty
Finał Super Bowl. Zwycięzca bierze wszystko
Inne sporty
Za bardzo lewicowy. Martin Fourcade wycofuje swoją kandydaturę
Inne sporty
Polskie kolarstwo. Nadzieja w kobietach i Stanisławie Aniołkowskim
pływanie
Bartosz Kizierowski trenerem reprezentacji Polski