Z Hahnenkamm czyli z Koguciej Góry zjeżdża się od ponad 80 lat. W małym muzeum na górnej stacji kolejki gondolowej widać jak rodziła się tradycja. Czarno-białe zdjęcia narciarzy, stare deski, buty i wiązania, fragmenty wyciągów. Na fotografiach głowy koronowane, żołnierze i górale. Niemal każdy, kto wjeżdża tam pierwszy raz, najpierw chce iść i spojrzeć w dół, tam, gdzie ruszają zjazdowcy, choć odruch każe zaraz cofnąć się sprzed przepaści. Nachylenie stoku w słynnej „Pułapce na myszy” sięga 85 stopni. To tu niekiedy zjazdowcy lecą nad śniegiem 80 metrów, albo więcej.
Zawody w Kitzbuehel mają nazwę Hahnenkamm Race, w skrócie HKR. Czerwony koguci grzebień widać co roku na plakacie imprezy. Mistrzem HKR zostaje w zasadzie zwycięzca kombinacji, obok Streifa leży też trasa slalomowa Ganslern. W programie jednak najważniejszy jest zawsze bieg zjazdowy, slalom może być, ale nie musi, tak samo jak supergigant.
Organizatorem HKR jest Kitzbüheler Ski Club (KSC), który ma dumną datę powstania – rok 1902. Dziś liczy 6600 członków. Władze klubu bardzo dbają, by do honorowej listy dopisywać kolejnych reprezentantów KSC, którzy zdobyli medale olimpijskie i stali na podium mistrzostw świata. Lista liczy 53 nazwiska.
Streif to trasa niemal naturalna (ale trochę drzew wycięto), zaczyna się na wysokości 1665 metrów, by 802 metry niżej wjechać niemal do centrum miasta – 3312 metrów przygody, która kończy się zwykle szusem z prędkością sięgającą 140 km/godzinę.
Pierwsze zawody z pomiarem czasu rozegrano na Koguciej Górze w zimie 1931 roku, ale pierwsze na „tym” Streifie w 1937. Wygrał Austriak Thaddäus Schwabl, pierwszy rekord wynosił 3.53,1. Potem była wojenna przerwa, ale Schwabl dotrwał w zdrowiu do 1946 roku i wygrał raz jeszcze. Rozpoczął paradę mistrzów.