Do mety było jeszcze daleko, ale trener Aleksander Wierietielny nawet nie chciał patrzeć, co się będzie dalej działo. Wcześniejsze biegi oglądał, nie odrywając lornetki od oczu. W finale spuścił głowę, potem wziął plecak Justyny, z dwoma osiołkami przypiętymi na szczęście, i zaczął iść w stronę mety. Chwilę wcześniej, na pierwszym podbiegu finałowego wyścigu, Kowalczyk upadła.
Wciśnięta między Szwedkę Stinę Nilsson a Marit Bjoergen Justyna zgubiła rytm, jej kijek wpadł pod nartę rywalki i, wyszarpnięty, zaplątał się pod nogi. Polka wylądowała na kolanach, a gdy się pozbierała, próbowała gonić, ale została do końca na ostatnim miejscu.
Gdy Marit Bjoergen świętowała kolejne w karierze złoto w sprincie, Justyna oparta o barierkę walczyła, żeby się nie rozpłakać. Jakoś się zmusiła do odpowiedzi na kilka pytań, ale uśmiechnęła się tylko raz: gdy wychodząc już ze stadionu, spojrzała na telebim, a tam Nikita Kriukow z grupy jej rosyjskich przyjaciół biegł po złoto w męskim finale.
Trener Wierietielny był tak załamany, że rzucił tylko: „Nie teraz" i odmówił komentarzy. Nie było go też na wieczornej dekoracji medalistek i trzech pozostałych finalistek na Placu Mistrzów w centrum Cavalese. Justyna przyjechała na nią sama. - Trener został w hotelu. Bardzo się dziś zawiódł - tłumaczyła. Obydwoje liczyli na to, że Kowalczyk będzie na Placu Mistrzów odbierać medal. Wiele na to wskazywało. Justyna startowała jak w transie. Czekając na kolejne biegi, spacerowała w kółko po zagrodzie dla zawodników, potem stawała na starcie i robiła swoje. W eliminacjach przegrała tylko z Mona-Lisą Malvalehto, pobiegła o ponad pięć sekund szybciej od Bjoergen. Miała najlepszy czas w ćwierćfinale i półfinale, mimo że się w nich męczyła. Opowiadała później, że od początku biegło jej się źle. Pogoda zmieniała się co chwila, padał coraz mocniejszy śnieg, wszystkie warianty smarowania sprawdzone podczas ostatnich słonecznych dni trzeba było odrzucić.
Przez błąd w smarowaniu szybko odpadła Malvalehto. Polka miała w każdym wyścigu problemy na podbiegu. Ale jest w tak dobrej formie, że udawało jej się wygrzebać z kłopotów i wygrać pierwsze wyścigi. Aż do finału, w którym razem z Marit zostały na starcie. – Sprinterki mocno poszły. Jednak te dziewczyny potrafią to robić i uciekły. W finale zawsze biega się najszybciej – tłumaczyła Justyna.