Pech na początek

Nie ma medalu w sprincie, choć forma była na złoto. Justyna Kowalczyk przewróciła się w finale niedługo po starcie. Wygrała Marit Bjoergen.

Publikacja: 22.02.2013 00:37

Do mety było jeszcze daleko, ale trener Aleksander Wierietielny nawet nie chciał patrzeć, co się będzie dalej działo. Wcześniejsze biegi oglądał, nie odrywając lornetki od oczu. W finale spuścił głowę, potem wziął plecak Justyny, z dwoma osiołkami przypiętymi na szczęście, i zaczął iść w stronę mety. Chwilę wcześniej, na pierwszym podbiegu finałowego wyścigu, Kowalczyk upadła.

Wciśnięta między Szwedkę Stinę Nilsson a Marit Bjoergen Justyna zgubiła rytm, jej kijek wpadł pod nartę rywalki i, wyszarpnięty, zaplątał się pod nogi. Polka wylądowała na kolanach, a gdy się pozbierała, próbowała gonić, ale została do końca na ostatnim miejscu.

Gdy Marit Bjoergen świętowała kolejne w karierze złoto w sprincie, Justyna oparta o barierkę walczyła, żeby się nie rozpłakać. Jakoś się zmusiła do odpowiedzi na kilka pytań,  ale uśmiechnęła się tylko raz: gdy wychodząc już ze stadionu, spojrzała na telebim, a tam Nikita Kriukow z grupy jej rosyjskich przyjaciół biegł po złoto w męskim finale.

Trener Wierietielny był tak załamany, że rzucił tylko: „Nie teraz" i odmówił komentarzy. Nie było go też na wieczornej dekoracji medalistek i trzech pozostałych finalistek na Placu Mistrzów w centrum Cavalese. Justyna przyjechała na nią sama. - Trener został w hotelu. Bardzo się dziś zawiódł - tłumaczyła. Obydwoje liczyli na to, że Kowalczyk będzie na Placu Mistrzów odbierać medal. Wiele na to wskazywało.  Justyna startowała jak w transie. Czekając na kolejne biegi, spacerowała w kółko po zagrodzie dla zawodników, potem stawała na starcie i robiła swoje. W eliminacjach przegrała tylko z Mona-Lisą Malvalehto, pobiegła o ponad pięć sekund szybciej od Bjoergen. Miała najlepszy czas w ćwierćfinale i półfinale, mimo że się w nich męczyła. Opowiadała później, że od początku biegło jej się źle. Pogoda zmieniała się co chwila, padał coraz mocniejszy śnieg, wszystkie warianty smarowania sprawdzone podczas ostatnich słonecznych dni trzeba było odrzucić.

Przez błąd w smarowaniu szybko odpadła Malvalehto. Polka miała w każdym wyścigu problemy na podbiegu. Ale jest w tak dobrej formie, że udawało jej się wygrzebać z kłopotów i wygrać pierwsze wyścigi. Aż do finału, w którym razem z Marit zostały na starcie. – Sprinterki mocno poszły. Jednak te dziewczyny potrafią to robić i uciekły. W finale zawsze biega się najszybciej – tłumaczyła Justyna.

Bjoergen zachowała zimną krew, wybrała sobie zewnętrzny tor i zaczęła się przesuwać do przodu, a gdy już znalazła się na prowadzeniu, tylko powiększała przewagę. Kowalczyk dała się ponieść nerwom, właśnie dlatego nie lubi sprintów. A sprinty, jak widać, nie lubią jej. Ona musi mieć wszystko pod kontrolą, a w tej konkurencji to niemożliwe. I kończy się tak, że gdy Justyna wpada w kłopoty, ryzykownymi decyzjami kusi pecha. A potem długo się do siebie z trenerem nie odzywają.

Dwa razy już się w tym sezonie gniewali właśnie o podbiegi w sprincie. Raz na początku zimy w Kuusamo, gdy Justyna w finale została z tyłu i niepotrzebnie wyskoczyła z torów, marnując siły. Drugi raz w Canmore, gdy atakowała szaleńczo na początku biegu, choć trener radził oszczędzać siły na finisz.

Wtedy w Kuusamo nawet ojciec Justyny dzwonił po finale sprintu i pytał: „Dziewczyno, co ty wyrabiałaś na tym podbiegu?".

Wczorajsza porażka będzie bolała tak mocno jak jeszcze żadna w tym sezonie. Medal był na wyciągnięcie ręki, nawet złoty. O srebrze nawet nie ma co mówić, zdobyła je Szwedka Ida Ingemarstdotter, którą Polka wyprzedziła w ćwierćfinale i półfinale.

Justynie bardzo  zależało na dobrym początku mistrzostw, żeby się nie powtórzyło Sapporo 2007, gdy błąd na inaugurację, również w sprincie, rozpoczął całą serię niepowodzeń. Ale częściej w karierze Polki zdarzało się tak, że po takim upadku przychodziły wielkie zwycięstwa.

Cała jej sportowa historia tak się układa. Złe początki sezonu, a potem zwycięstwa w Tour de Ski, zły początek mistrzostw świata w Libercu, a potem dwa złote medale. Jak mówi sama Justyna, ona lubi mieć pełen koszyk wrażeń do wyboru. Dlatego zapowiedziała, że wcale nie ma zamiaru zapominać o tym, co się stało w sprincie.

– Wręcz przeciwnie, trzeba o tym biegu pamiętać bardzo długo i oglądać go jeszcze wiele razy. I być może wtedy będzie lepiej – mówiła. Zapowiadała, że jeden upadek pod górę nie jest w stanie sprawić, że zwątpi w szanse w kolejnych startach.

Uciekła jedna szansa na złoto, ale będą kolejne, już w biegach długich, gdzie pech też się zdarza, ale jest czas, by odrobić straty. Już jutro bieg łączony na 15 km, w którym Justyna była w Libercu mistrzynią świata, na koniec zostanie 30 km i zapewne pojedynek z Marit Bjoergen, której też najbardziej zależy na złocie w tej konkurencji.

Nie wiadomo jeszcze, czy Kowalczyk wystartuje na 10 km. – Muszę o tym porozmawiać z trenerem – tłumaczy. Chce wybrać te konkurencje, w których będzie miała największe szanse, więc może jednak spróbuje drużynowego sprintu, a nie 10 km.

Mistrzostwa zaczęły się od spuszczenia głów, ale jeszcze będzie wiele okazji do radości. Dziś z polskiego punktu widzenia najważniejsze są kwalifikacje do konkursu na średniej skoczni. Początek o 18.

Opinia

Marit Bjoergen Złota medalistka w sprincie To jest coś niesamowitego. Chciałam z tych mistrzostw jednego indywidualnego złota. Plan wypełniłam już w pierwszym starcie, teraz mogę się cieszyć pozostałymi biegami. Tutaj, w Val di Fiemme, właśnie w sprincie, zaczęłam 10 lat temu zbierać złote medale. To był przełom. A teraz to już mój czwarty tytuł w tej konkurencji, wliczając igrzyska. To, że potrafię być najlepsza przez tak wiele lat, daje mi siłę. Ale nie wierzyłam w to zwycięstwo, nie czułam się mocna w ostatnich dniach. Bałam się trochę. Eliminacje mi się nie udały, robiłam błędy techniczne na podbiegu. Ale w finale poczułam się świetnie, a narty miałam rewelacyjne. Wystrzałowe, serwismeni się spisali. Zrozumiałam, że może się udać. To była czysta przyjemność, szczęście też mi sprzyjało. Nie wiem, co się stało Justynie, bo nigdy nie oglądam się za siebie.

Mistrzostwa pokazują TVP 1 i 2, TVP Sport i Eurosport.

Wczorajsze konkurencje

Kobiety: sprint st. klasycznym (1,2 km)

1. M. Bjoergen (Norwegia); 2. I. Ingemarsdotter (Szwecja) strata 2,32 s; 3. M. C. Falla (Norwegia) 3,78; 4. K. Visnar (Słowenia) 4,62; 5. S. Nilsson (Szwecja) 4,89; 6. J. Kowalczyk (Polska) 6,34... 40. A. Szymańczak; 54. K. Kubińska; 56. P. Maciuszek (wszystkie Polska).

Mężczyźni: sprint st. klasycznym (1,5 km) 1. N. Kriukow (Rosja); 2. P. Northug strata 0,40 s; 3. A. Harvey (Kanada) 0,84... 32. M. Kreczmer; 41. M. Staręga; 60. S. Gazurek (wszyscy Polska).

Do mety było jeszcze daleko, ale trener Aleksander Wierietielny nawet nie chciał patrzeć, co się będzie dalej działo. Wcześniejsze biegi oglądał, nie odrywając lornetki od oczu. W finale spuścił głowę, potem wziął plecak Justyny, z dwoma osiołkami przypiętymi na szczęście, i zaczął iść w stronę mety. Chwilę wcześniej, na pierwszym podbiegu finałowego wyścigu, Kowalczyk upadła.

Wciśnięta między Szwedkę Stinę Nilsson a Marit Bjoergen Justyna zgubiła rytm, jej kijek wpadł pod nartę rywalki i, wyszarpnięty, zaplątał się pod nogi. Polka wylądowała na kolanach, a gdy się pozbierała, próbowała gonić, ale została do końca na ostatnim miejscu.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Kolarstwo
Michał Kwiatkowski wciąż jeszcze wygrywa
Inne sporty
Super Bowl. Wysokie loty Orłów
doping
Zielony ład w kolarstwie. Tlenek węgla oficjalnie zakazany
Inne sporty
Finał Super Bowl. Zwycięzca bierze wszystko
Inne sporty
Za bardzo lewicowy. Martin Fourcade wycofuje swoją kandydaturę