Kobieca kadra jeździ na zagraniczne zgrupowania, sponsorzy przysyłają zawodniczkom po kilkadziesiąt par nart, na każdą pogodę i każdy rodzaj śniegu. – Mamy w sztabie jednego masażystę, jednego lekarza i czterech smarowaczy, z czego dwaj to bardzo cenieni w środowisku Włosi, którzy kosztują nas mnóstwo pieniędzy. Ale w tym fachu liczą się też kontakty, a oni znają ludzi z tego środowiska. Na jedną zawodniczkę w ciągu sezonu wydajemy, według naszych wyliczeń, 300 tys. złotych – mówi trener Adam Kołodziejczyk, szef wyszkolenia Polskiego Związku Biathlonu.
Kiedy serwismeni są na zawodach, a startują tam też panowie, to oczywiście, nie ma problemu, im też przygotują narty. Pojadą nawet na mistrzostwa świata juniorów, ale generalnie wszystko, co najlepsze, jest zarezerwowane dla pań. Teraz to one mogą rozruszać całą dyscyplinę, przyciągnąć sponsorów. – Po ostatnich sukcesach odezwało się do nas kilka firm zainteresowanych sponsorowaniem związku. Mam nadzieję, że chociaż z dwoma uda się podpisać kontrakty – dodaje prezes Waśkiewicz.
Panowie dobrze już mieli – kiedy biegał Tomasz Sikora. To on był wtedy lokomotywą całej dyscypliny, ale kiedy odszedł, wyniki się pogorszyły i skończyły się pieniądze. Nie udało się powtórzyć sukcesu skoków, gdzie zwycięstwa Adama Małysza zapewniły finansowanie na wiele lat. Polski Związek Narciarski wykorzystał szansę i wychował następców mistrza. W biatlonie najlepszy czas został dawno temu przespany.
Męska kadra finansowana jest tylko z pieniędzy pozyskiwanych przez związek, fundusze przekazywane przez ministerstwo idą na kobiecą reprezentację. Seniorzy przygotowywali się indywidualnie, w klubach, według planów przygotowanych przez trenerów kadry. – W październiku wybraliśmy najlepszych i pojechaliśmy na obóz kondycyjny do Ramsau. Mieliśmy wykupiony tylko tydzień, ale chłopcy stwierdzili, że chcieliby zostać dłużej i dołożyli pieniędzy z własnej kieszeni – mówi Adam Kołodziejczyk.
Na mistrzostwach w Nowym Mieście udało im się wywalczyć prawo do wystawienia czterech biatlonistów na igrzyskach olimpijskich. – Przynajmniej dwóch mężczyzn warto do Soczi wysłać, by pokazać młodym zawodnikom, że warto się starać – mówi prezes Waśkiewicz.
Nie ma się co dziwić, że Ministerstwo Sportu nie chce finansować kadry mężczyzn. – Na pewno nie zabraknie pieniędzy kobietom na przygotowania do Soczi. Panowie na razie nie pokazali, że mogą przywozić z imprez medale albo nawet punktowane miejsca, ale nie chcę mówić, że nie dostaną pieniędzy. Po sezonie spotkamy się z władzami związku i przedyskutujemy sytuację – mówi rzecznik Ministerstwa Sportu Katarzyna Kochaniak.