Justyna ma już właściwie od wczoraj wolne. Z okazji nie skorzysta, będzie biegła do finału w Falun, ale gdyby chciała teraz zawrócić do Polski i ostatnie sześć biegów Pucharu Świata obejrzeć w telewizji, i tak wielka Kryształowa Kula jej nie ucieknie.
Ma nad drugą Therese Johaug 581 pkt przewagi, do zdobycia zostało jeszcze 610 pkt, ale z tego aż 150 w sprintach (najbliższy pojutrze w Drammen), w których Johaug zupełnie się nie liczy.
W sobotę w Lahti nie zdobyła w sprincie stylem dowolnym ani jednego punktu. A Justyna 26 – za 10. miejsce. Mało tego, Therese zabrakło również wczoraj na podium biegu na 10 km stylem klasycznym. Była czwarta, a Justyna jak zwykle w ostatnich kilkunastu miesiącach nie dała rywalkom szans w tej konkurencji.
10 km, styl klasyczny, start indywidualny – to jest to, co lubi najbardziej. Walczy wtedy tylko z czasem, nie ma za sobą cienia Marit Bjoergen, jak w biegach masowych, a ten cień coraz mocniej ją peszy. Jak bardzo, było widać podczas mistrzostw świata zwłaszcza w sprincie, choć i na 30 km też. Marit o tym wie i niemal zawsze biegnie tym samym torem, tuż za Justyną. Jest dużo groźniejsza, gdy walczy ramię w ramię, bo umie oszczędzać siły, a finisz ma piorunujący. Biegi indywidualne tak dobrze jej się nie udają.
W Lahti Marit została 23,1 s za Justyną, i zepchnęła z drugiego miejsca Heidi Weng (Weng z sobotniego sprintu odpadła w kuriozalny sposób – w półfinale zgubiła się na trasie) dopiero atakiem na ostatnich kilometrach.