Billie Jean King, mimo ukończenia 70 lat, wciąż pozostaje ikoną amerykańskiego sportu oraz ruchów walczących o prawa gejów, lesbijek i osób, które zmieniły płeć.
Bardzo pomaga jej pozycja, jaką zdobyła na korcie – 12 singlowych tytułów Wielkiego Szlema (plus 27 w deblu i mikście). Amerykańska tenisistka dostała się do Holu Sławy i odebrała Medal Wolności od prezydenta Obamy także dlatego, że 30 września 1973 r. w Houston Astrodome wygrała sławną „bitwę płci", czyli mecz z Bobbym Riggsem, wtedy 55-letnim byłym mistrzem Wimbledonu.
Spotkanie obejrzało w telewizji 50 mln ludzi, stawką była ogromna jak na tamten czas kwota 100 tys. dolarów (mistrz US Open dostał w 1973 r. 25 tys. dol.), ale wynik znaczył jeszcze więcej dla rosnącego w siłę ruchu równouprawnienia kobiet. – Myślę, że cofnęłybyśmy się o jakieś 50 lat, jeślibym nie wygrała – mówiła King.
Miała odwagę i upór oraz zdolność przekonywania oponentów. Riggs stał się jednym z jej przyjaciół. Miała też cierpliwość. Sprawę równych wynagrodzeń dla kobiet i mężczyzn w turniejach Wielkiego Szlema doprowadziła do końca po 34 latach. Zaczęła od groźby bojkotu US Open w 1973 r., skończyła na zdobyciu twierdzy wimbledońskiej w 2007 r.
Odsłoniła życie prywatne w 1981 r., gdy jej była partnerka pozwała ją do sądu. Trzeba było ujawnić sferę życia, którą przesłaniało małżeństwo z prawnikiem Larrym Kingiem (rozwiedli się w 1987 r.). Zapłaciła za szczerość utratą sponsorów, ale przetrwała i tamten kryzys. Prowadziła reprezentację USA w Pucharze Federacji, wciąż jest aktywna w sporcie i poza nim. Wielki ośrodek tenisowy na nowojorskich kortach Flushing Meadows to Billie Jean King National Tennis Center.