Andrzej Kraśnicki (prezes PKOl.):
To moje pierwsze igrzyska zimowe w roli prezesa PKOl., więc przeżywam je, choć się jeszcze nie rozpoczęły. Ale mam też świadomość, że to co najważniejsze zostało już zrobione, teraz wszystko zależy od sportowców a nie od prezesa. Mam takie samo poczucie, kiedy jako szef Związku Piłki Ręcznej w Polsce oglądam teraz mecze piłkarzy na mistrzostwach Europy w Danii. Nie wiemy jak się zakończą dla Polaków i one, i igrzyska, ale mam poczucie, że do obydwu imprez przygotowaliśmy się jak mogliśmy najlepiej. Wysyłamy do Soczi najliczniejszą reprezentację w historii zimowych igrzysk więc i oczekiwania są większe niż dotychczas. Po sześciu medalach, zdobytych na poprzedniej olimpiadzie, w Vancouver, kibice liczą na jeszcze więcej. To jest normalne, tym bardziej, że wyniki naszych zawodników na zawodach rangi światowej dają w ostatnich latach powody do optymizmu. Oczywiście im więcej zawodników, tym więcej szans. Upatruję ich jeszcze w tym, że wszyscy mogli przygotowywać się do startu w komfortowych warunkach. Każdy potencjalny olimpijczyk mógł liczyć na silne wsparcie ze strony trenerów, lekarzy, fizykoterapeutów. Podczas igrzysk wszyscy olimpijczycy też będą mieć obok siebie osoby, które pomogą im jak najlepiej przygotować się do startu. Zgodnie z regułami na jednego sportowca przypada jedna osoba współpracująca z nim. Ale ekipa w wiosce olimpijskiej będzie się zmieniać. Jedni będą wyjeżdżać, drudzy przyjeżdżać. Zrobimy wszystko aby zawodnicy mieli odpowiednie warunki a wokół siebie tych wszystkich, którzy są im potrzebni. Mimo to nie chciałbym stwarzać atmosfery, w której Justyna Kowalczyk czy skoczkowie narciarscy będą zmuszeni do zdobycia medali. Wiadomo, że większość uczestników igrzysk jedzie do Soczi z olbrzymimi nadziejami, ale nie każdemu się one spełnią. Bardzo bym chciał, abyśmy mogli cieszyć się z sukcesów jak najczęściej, tym bardziej, że dobre wyniki, choć nie będą miały bezpośredniego wpływu na starania Krakowa o igrzyska, to jakieś mogą mieć. Będziemy przyglądać się igrzyskom w Soczi nie tylko jako ich uczestnicy ale także jako potencjalni gospodarze w przyszłości.
Apoloniusz Tajner (szef misji olimpijskiej, prezes Polskiego Związku Narciarskiego):
Reprezentacja jest wyjątkowo liczna i bardzo silna więc mamy poważne szanse medalowe. Teoretycznie trzy takie szanse mają skoczkowie w konkursach indywidualnych i drużynowym, trzy - Justyna Kowalczyk, trzy - łyżwiarze i trzy biathloniści. Jeśli dodamy do tego trzy niespodzianki, które zdarzają się na każdych igrzyskach, możemy mieć nawet ponad dziesięć medali. Do miłych dla nas niespodzianek może dojść w rywalizacji sztafet, bo Justyna Kowalczyk ma wreszcie partnerki, mogące walczyć o czołowe miejsca. Liczę też na Karolinę Riemen - Żerebecką, która w ski crossie zajmuje miejsce w pierwszej ósemce Pucharu Świata. Może jeszcze biathlonistki w sztafecie. Teoretycznie najwięcej szans na złoty medal ma Justyna Kowalczyk w biegu na 10 km techniką klasyczną. Jej konkurencja jest „najmniej loteryjna", nieuzależniona od kaprysów pogody. W jej przypadku wiatr nie będzie miał żadnego znaczenia. W skokach i biathlonie może on wpłynąć na kolejność zawodników.