Kiedy niespełna trzy lata temu urodziła pani córkę niewiele osób przypuszczało, że jeszcze zobaczymy panią na torze. A pani wróciła jeszcze mocniejsza.
Tego nie przesądzajmy, choć ten sezon na pewno może nastrajać optymizmem. A co do powrotu to... cóż, ciągle czuję tą chęć co kiedyś. Może gdyby nie przerwa na czas ciąży i wolne po urodzeniu Hani teraz nie miałabym już motywacji. A tak nadal mi zależy, chcę się doskonalić i jeszcze nie czuję się spełniona. Ale córka sporo zmieniła w moim treningu. Teraz nie mogę sobie pozwolić na mniejsze zaangażowanie, na to, żeby czas przeciekał mi między palcami. Jestem lepiej zorganizowana, bo każde moje zajęcia wymagają poważnej logistyki. Bez poświęcenia bliskich nie mogłabym sobie na to pozwolić. Największym problemem są wyjazdy, bo niestety w Polsce nie da się trenować przez cały rok. No i zawody, na które staram się małej nie brać.
Największe sukcesy, czyli brąz igrzysk olimpijskich i srebro mistrzostw świata, wywalczyła pani w drużynie. Ale w tym sezonie podczas Pucharu Świata w Berlinie stanęła pani na podium samodzielnie. Czas na laury indywidualne?
Czuję się mocna i mam nadzieję, że będę mogła to udowodnić. Zawsze powtarzałam, że drużyna to tylko kolejna konkurencja. Nie chciałabym umniejszać naszych sukcesów, bo przyniosły mi one wiele radości i satysfakcji, ale jednak start indywidualny jest czymś wyjątkowym. W Soczi chcę walczyć o jak najwyższe cele w każdym biegu. Program jest tak ułożony, że najpierw rywalizujemy indywidualnie, a walka drużynowa jest na końcu. I tak jest dobrze. Zanim przyjdzie ścigać się w zespole możemy skupić się na sobie i osiąganiu własnych celów.
Jaką konkurencję indywidualną potraktuje pani w Soczi priorytetowo? Na pucharowym podium stała pani na 1500 metrów.