Przeszkadza brak ludzi

Jutro otwarcie, ale jedno wiemy już dziś: parę rzeczy nie wyszło, parę zapiera dech – to nie będą zwykłe zawody.

Publikacja: 06.02.2014 01:14

Korespondencja z Soczi

Ludzie bardziej ciekawi są złych wieści, więc piszmy, jak jest: schody do hotelu w Krasnej Polanie w nocy zaklejone taśmami (pewnie spoiwo jeszcze się wiązało), więc szło się naokoło, podestem dla osób niepełnosprawnych. W pokoju błysk, zapach nowości i jak na trzy gwiazdki, nadmiar wszystkiego: kolumnad, przestrzeni, gresu, lamp i kanap. Ale obsługa szybka, prawie kompetentna. Do pokoju dokwaterowała nieoczekiwanie kolegę ze Skandynawii, ale też, wedle zasady – kto pierwszy wchodzi, ten pokój ma – zaraz go wykwaterowała.

Jest elegancko, czysto, telewizor wielki, łóżka też, prąd płynie, żarówki świecą, ciepła woda i meble są, czajnik czeka, lodówka chłodzi, Internet hula (ale z uwagą, że może dzień–dwa nie hulać, bo będą prowadzone prace usprawniające), zmiana ręczników i sprzątanie codzienne. Śniadanie na ciepło do południa.

Mosty nad Mzymtą

I co najważniejsze – toaleta z jednym siedziskiem, żadnych podwójnych wynalazków obecnych powszechnie w Internecie. Do tego elegancka klapa z hamulcem. Jedna winda szarpie, ale druga już nie. Wobec powszechnego marudzenia wygląda na to, że wysłannik „Rz" trafił szczęśliwie. No, prawie – za drzwiczkami w szafie jest dziura, chyba na sejf, wystają tylko jakieś druty, za to nie ma wieszaków, ale na takie niedogodności narzekać nie wypada.

Transport – znów plus. Sieć autobusów logiczna, spóźnienia takie, że ludzie przećwiczeni w polskich miastach, nie marudzą. Musimy bywać w dwóch centrach prasowych – na dole, w głównym i w górze, tam, skąd rusza się na zawody biegowe, skokowe, biatlonowe i alpejskie. Między centrami jest ponad 40 km drogi przez tunele i mosty nad rzeką Mzymtą.

Autostrada (ta za miliardy dolarów) prawie pusta, sama w sobie jest pasem olimpijskim, kierowca nie ma szans stanąć w korku ani zabłądzić. Więc jedzie i nie błądzi. Pasażerowie dobrze widzą, że tu i ówdzie przy autostradzie też roboty nieskończone.

O świcie słychać młoty pneumatyczne dobijające kostkę brukową w uliczkach między hotelami, ale gdy człowiek wyjdzie już z pokoju (taśmy na schodach jakimś cudem w nocy zniknęły) widzi ośnieżone szczyty Kaukazu, czuje czyste powietrze i hałas przeszkadza mniej. Szans podziwiania gór jest więcej, bo po wyjściu z autobusu, trzeba pokiwać się jeszcze w wagonikach licznych kolejek linowych (zwanych tu karuzelami) i patrzeć, patrzeć, patrzeć...

Na pewno igrzyskom przeszkadza brak ludzi. Ulice Soczi są puste, familia olimpijska śmiga sponsorskimi SUV-ami, reszta to ci, którzy mają akredytacje lub przepustki i są w pracy. Park Olimpijski graniczy z czarnomorskim bulwarem. Graniczy poprzez dwa rzędy stalowej siatki, dopiero za nimi są ławki, stylowe latarnie, elegancki bruk, szum fal i oczywiście palmy. Żywego ducha.

Na każdym skrzyżowaniu widać białe auta z niebieskim paskiem: POLICJA i napisem: DPS (drogowa służba patrolowa). Przy aucie funkcjonariusz, częściej dwóch. Uzbrojenie: pałka i radiotelefon. Na lotnisku Adler-Soczi obok policjantów paradują jeszcze kozacy, jak przed wojną: w baranich czapkach. Uzbrojenie: groźna mina. Wolontariusz, młody rosyjski student spod Moskwy, który w kilka miesięcy nauczył się polskiego, bo chciał pracować przy igrzyskach, też się śmieje.

Wolontariusze to chyba będzie dobra strona tych igrzysk. Mili, władają językami, nawet jeśli akcent śpiewny, to przecież swojski. Intensywnie tęczowe i wzorzyste kurtki widać z daleka, kto dostrzega w tych barwach symboliczną kontrę wizerunkową wobec zapowiadanych protestów mniejszości seksualnych, może i ma trochę racji.

Księżniczka upomina

Protestować też mają obrońcy praw zwierząt, konkretnie bezpańskich psów, które miały zagrażać igrzyskom. Psy może wyłapano, nie ze wszystkimi postąpiono humanitarnie, ale z bocznych uliczek wciąż wychodzą nowe, nie gryzą, raczej szukają jedzenia i łaszą się do ludzi.

Wojska na oko brak (choć zapewnia się wszystkich, że jest, i to dużo). Amerykańska dziennikarka narzeka, że od paru dni jest na Kaukazie, a nie widziała funkcjonariusza, który miałby choćby pistolet albo kałasznikowa. Jej amerykańskie poczucie bezpieczeństwa z tego powodu cierpi i żurnalistka chyba mówi to poważnie. Nie chce, może nie potrafi dostrzec, że nad głową latają helikoptery, że wartę pełnią dwa wielkie balony na uwięzi, że wokół miasta są kilometry zasieków, betonowych rowów, drutu zwykłego i kolczastego, że trudno przejść z sektora do sektora.

Atmosfery strachu jednak nie ma, jest raczej smutna konstatacja: dbałość o bezpieczeństwo wykluczyła jakąkolwiek spontaniczną radość z igrzysk. Przyjdą zawody, przyjdą widzowie, przejdą przez bramki i zasieki, zobaczą akcję i wyjdą. Na wieczorne wręczanie medali też nie dostanie się nikt przypadkowy. Zobaczymy, jak będzie z plenerowymi koncertami i tańcami rosyjskich zespołów ludowych, które mają od czwartku rozruszać gości w centrum Soczi.

Sportu na razie w mieście mało, ale w hotelach praca wre. Międzynarodowy Komitet Olimpijski obraduje przy włączonych kamerach. Widać i słychać, że księżniczka Anna potrafi się pieklić na finansowe rozpasanie organizatorów, zwłaszcza drażnią ją rozdęte do granic ceremonie otwarcia. – Jestem w takim wieku, że pamiętam, jak na otwarciu występowali wyłącznie sportowcy i były to piękne uroczystości – mówi, członkowie MKOl słuchają, potakują, ale w moc sprawczą słów księżniczki raczej nikt nie wierzy.

Polacy trenują

W reprezentacji Polski normalna robota. Justyna Kowalczyk trenuje codziennie, chwali trasy, zakwaterowanie z Sylwią Jaśkowiec i widoki gór, ale nie chce badać stłuczonej lewej stopy przed biegiem łączonym na 15 km (już w sobotę o 11.) i biegiem stylem klasycznym na 10 km. Decyzja została dawno podjęta, boli, nie boli – Justyna w tych konkurencjach startuje.

Dopiero przed startem na 30 km polska mistrzyni pójdzie do lekarzy, by wiedzieć, co robić ze stopą po igrzyskach. Na razie więc wkłada cienką skarpetę na lewą stopę, grubą na prawą i szlifuje śnieg w Krasnej Polanie, dwoma stylami.

Skoczkowie mają w programie zapoznanie ze skocznią normalną w czwartek. Wszystko jak trzeba – trening nocny (od 20.30 czasu lokalnego), bo konkursy też będą przy sztucznym świetle.

W środku dnia w Adler Arena wspólne małe zawody treningowe urządzili sobie łyżwiarze szybcy z różnych ekip. Polacy wypadli nieźle: Zbigniew Bródka drugi, Konrad Niedźwiedzki szósty, czasy dobre jak na tor nizinny. Nie oglądał ich niemal nikt. Park Olimpijski na razie wypełniają tylko pojazdy służbowe, nieliczni sportowcy, wolontariusze, służby ochronne, robotnicy, przedstawiciele mediów oraz kilka palm (nie wszystkie prawdziwe).

Zawody zaczynają się od czwartku. To nie pomyłka, ceremonia otwarcia w piątek wieczorem, ale dzień wcześniej w planie są pierwsze występy łyżwiarzy i łyżwiarek figurowych w konkurencji drużynowej. To jedna z nowości programowych, bez polskiego udziału, ale w krajach, w których łatwiej o kryte lodowiska i powszechny entuzjazm do potrójnych lutzów oraz piruetów, igrzyska zaczynają się już dziś.

szermierka
Sankcje działają. Aliszer Usmanow nagle rezygnuje
kajakarstwo
Polskie kajakarki mają nowego trenera. Zbigniew Kowalczuk zastąpi Tomasza Kryka
Inne sporty
Święto polskiej gimnastyki. Rekordowy trening w Gdańsku
Inne sporty
Rosjanin w natarciu. Aliszer Usmanow wraca do władzy
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Inne sporty
Max Verstappen rozbił bank
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką