Austria znów dumna

Miał wygrać Bode Miller lub Aksel Lund Svindal, ale to nie był bieg zjazdowy dla mistrzów nart po trzydziestce. Zwyciężył Mayer, rocznik 1990, nowe pokolenie następców Hermanna Maiera

Publikacja: 09.02.2014 09:36

Austria znów dumna

Foto: AFP

Korespondencja ?z Soczi

Cztery lata temu Austria cierpiała, bo w Vancouver alpejczycy nie zdobyli żadnego medalu. W niedzielę wszystko wróciło do normy. Mayer został mistrzem na niezwykłej trasie w ośrodku „Roza Chutor", dołączył do szóstki austriackich bohaterów igrzysk: Toniego Sailera, Egona Zimmermanna, Franza Klammera, Leonharda Stocka, Patricka Ortlieba i Fritza Strobla.

Wydarzenia potoczyły się dość szybko, może nawet za szybko. Ledwie szef MKOl Thomas Bach zasiadł w loży VIP (to chyba dla niego start opóźniono o kilkanaście minut, bo przy dojeździe na szczyt zrobił się korek), a już niezły czas osiągnął Szwajcar Carlo Janka (nr 3). Był liderem krótko, zmienił go Travis Ganong (7), Amerykanina zaraz wypchnął ze ścianki dla prowadzących Kjetil Jansrud (8), a trzy przejazdy później zobaczyliśmy mistrza.

Publiczność oczywiście dalej czekała na Millera, który jechał jako piętnasty. Na górze trasy, tam, gdzie jest kilka trudnych skrętów, Amerykanin spisał się świetnie, pojechał szybciej od Mayera, zyskał 0,27 sekundy przewagi. Następny pomiar i było jeszcze lepiej: 0,31 s na zielonym polu. To było tam, gdzie w zakręty wchodzi się z prędkością 115 km/godz., a na prostej pędzi prawie 140.

W połowie trasy Bode Miller jednak odrobinę zwolnił. Nie przyznał się do wielkiego błędu, wszyscy dostrzegli jednak, że uderzył trochę za mocno o jedną z bramek kierunkowych i to był początek serii drobnych usterek. Gdy przyszło mierzyć się z końcowymi trudnościami trasy, pokonać „Skok do jeziora" (nie dosłownie, ale próg jest ustawiony tak, że jadący rzeczywiście widzą przed sobą na poły zamarznięte jeziorko) i potężną „Rosyjską trampolinę", już wiele odrobić się nie dało.

Miller miał wówczas szósty czas, ponad pół sekundy gorszy od lidera, potem wyprzedziło Amerykanina jeszcze dwóch narciarzy. – Było ciężko. Chciałem wygrać. Myślałem, że mam dużą szansę. Byłem świetnie przygotowany. Widoczność zmieniła się trochę w porównaniu z treningami, przyszły chmury, środek i dół trasy były znacznie wolniejsze niż na początku rywalizacji. Musiałbym zrobić coś magicznego, żeby wygrać. Tak naprawdę nie popełniłem błędów, a straciłem tonę czasu – tłumaczył się prawie 37-letni mistrz nart.

Porażkę przeżywał, siedział ponury pod bandą, potem poszedł do żony, buziaka na osłodę od niej dostał, także stosowny wpis na Twitterze („Jestem z Ciebie dumna... "), ale zapewne to nie wystarczyło jako pocieszenie. Pozostaje czekać na superkombinację i supergigant, może w tych konkurencjach pojawi się SuperBode, jakim go już w Soczi przedstawiano, gdy wygrał dwa z trzech treningów.

Ten jeden, którego Amerykanin nie wygrał, należał do Matthiasa Mayera. Nowy mistrz ma 23 lata, w zjeździe wcześniej niczego nie zdobył, jeśli już ktoś go znał, to ze startów w supergigancie: był wicemistrzem świata juniorów i dwa razy zajął drugie miejsce w tej konkurencji w PŚ. To prawie wszystko, prawie, gdyż u Mayerów to drugi medal olimpijski w rodzinie. Ojciec mistrza Helmut był 26 lat temu wicemistrzem w Calgary, rzecz jasna w supergigancie.

Matthias nie skończył się denerwować po przejeździe Bode Millera. – Wtedy tylko poczułem, że jakiś medal mam na szyi – mówił. Wciąż czuł stres, gdy widział niezły przejazd lidera PŚ Aksela Lunda Svindala. – Straciłem medal, bo niedostatecznie się przyłożyłem, czwarte miejsce jest najgorsze – mówił Norweg.

Jeszcze bardziej Mayera zdenerwowała jazda Christofa Innerhofera. Tyrolczyk zaczął najlepiej ze wszystkich rywali Austriaka, miał po pierwszym pomiarze 0,58 s przewagi, potem przewaga malała, ale powoli: -0,44; -0,21; na mecie zegar pokazał zaledwie 0,06 s straty Włocha. – Źle się na to patrzyło. Serce wskakiwało mi do gardła – mówił austriacki lider.

Na starcie zjazdu pojawiło się 49 odważnych narciarzy. Nie było wśród nich Macieja Bydlińskiego. Polak zrezygnował, podał, że spadły na niego liczne plagi: kurz i roztocza (jest alergikiem) oraz przeziębienie.

Zjazd mężczyzn:


1. M. Mayer (Austria) 2.06,23;


2. C. Innerhofer (Włochy) 2.06,29;


3. K. Jansrud (Norwegia) 2.06,33;


4. A. L. Svindal (Norwegia) 2.06,52;


5. T. Ganong (USA) 2.06,64;


6. C. Janka (Szwajcaria) 2.06,71;


7. P. Fill (Włochy) 2.06,72;


Korespondencja ?z Soczi

Cztery lata temu Austria cierpiała, bo w Vancouver alpejczycy nie zdobyli żadnego medalu. W niedzielę wszystko wróciło do normy. Mayer został mistrzem na niezwykłej trasie w ośrodku „Roza Chutor", dołączył do szóstki austriackich bohaterów igrzysk: Toniego Sailera, Egona Zimmermanna, Franza Klammera, Leonharda Stocka, Patricka Ortlieba i Fritza Strobla.

Pozostało 92% artykułu
Inne sporty
Natalia Sidorowicz odniosła życiowy sukces. Czy pójdzie za ciosem?
Inne sporty
Sergij Bezuglij i Mariusz Szałkowski poprowadzą reprezentację
szermierka
Sankcje działają. Aliszer Usmanow nagle rezygnuje
kajakarstwo
Polskie kajakarki mają nowego trenera. Zbigniew Kowalczuk zastąpi Tomasza Kryka
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Inne sporty
Święto polskiej gimnastyki. Rekordowy trening w Gdańsku