Pierwszy skok był po to, by rywale od razu zobaczyli, że zostaje im tylko walka o drugie i trzecie miejsce. Kto skakał 100–101 metrów, miał prawo o nich marzyć. Wprawdzie Rosjanin Michaił Maksimoczkin uzyskał całe 104 m, ale prawdę mówiąc, pomógł mu i potężny podmuch wiatru, i sędziowie, którzy w ratunkowym lądowaniu połączonym z tzw. wiatrakiem jakoś zobaczyli elegancki telemark.
Kolejny raz okazało się, że wszystkie próby treningowe, a nawet kwalifikacje nie mają wiele wspólnego z prawdziwą mocą skoczka w konkursie. Stoch powtarzał nam wiele razy, że na innych nie patrzy, że patrzy w siebie i to daje mu siłę. Tak było i teraz. Przeminęły skoki wielkich rywali, jedni skakali trochę ponad 100 m, inni nieco mniej, ukształtowała się kolejność, trochę nowa, gdy spojrzeć na dawne czasy: mistrz z Vancouver Simon Ammann daleko, bezskutecznie goniący za medalem olimpijskim Janne Ahonen jeszcze dalej, przygaszony Gregor Schlierenzauer też niezbyt śmiały, tak jak Thomas Morgenstern, ale jemu dziwić się – nie sposób. Upadł Severin Freund, jeden z niemieckich kandydatów do medalu, ale skok był na tyle długi, że dał Niemcowi przepustkę do drugiej serii.
Na czele byli więc Anders Bardal, Peter Prevc, Austriacy z nowego pokolenia: Thomas Diethart i Michael Hayboeck, Niemiec Andreas Wank. Bardzo stare i bardzo nowe czasy łączył tylko Noriaki Kasai. A był Stoch i jego pierwszy lot, na widok którego naprawdę zapierało dech. Oddzielenie prymusa od reszty klasy dawno nie było tak łatwe.
Można było zakładać, że przewaga ponad 6 punktów nad Prevcem to duża zaliczka, Maciej Kot z góralską dosadnością mówił później, że „było już posprzątane", ale trzeba takie przekonanie zamienić w pewność. Rosyjska publiczność trochę do skoków nienawykła, ale entuzjazm po niemal każdej próbie miał swój koloryt.
Polska delegacja, media i osoby z rodziny olimpijskiej (pani Irena Szewińska też), grupki kibiców pod flagą biało-czerwoną czekały na tę ostatnią próbę, choć wcześniej przecież świetnie pokazali się Jan Ziobro (był 9.), Maciej Kot (7.), tylko Dawid Kubacki minął się o włos z finałową serią.
Kot pozycję utrzymał, Ziobro troszkę spadł, ale obaj czekali, jak wszyscy, na finał. Bardal z Prevcem podzieli się srebrem oraz brązem i pozostało patrzeć w górę. Zielonkawo-brązowy kask z lotniczą szachownicą, malinowy kombinezon. Ruszył, wszystko trwało jak zawsze kilka sekund, ale nikt nie miał wątpliwości, kto wygrał. Kamil też nie, choć pewnie większość widzów nie miała pojęcia, jak długi był skok. Był wspaniały i to wystarczyło. Ręce w górze, krzyk publiczności i można było zacząć się cieszyć.