Do kontuzji stopy Kowalczyk doszło trzy tygodnie temu. Przez ten czas zawodniczka nie zdecydowała się na badania, chcąc przeprowadzić je po biegu na 10 km stylem klasycznym ze startu indywidualnego. Przed rozpoczęciem igrzysk Polka zaliczana była do grona faworytek do złotego medalu.
Po pierwszym występie w Soczi, biegu łączonym, który Kowalczyk zakończyła na szóstym miejscu, pojawiły się komentarze na temat formy naszej zawodniczki.
- Spodziewałem się więcej, chociaż miałem przed tym biegiem niepokój związany z kontuzją stopy, którą odniosła 19 stycznia. Wyraźnie było widać, że pod koniec pierwszej części klasyka Justyna była zmęczona. Gdy jest w najlepszej dyspozycji, ma w sobie dużo dynamiki, a tutaj była spowolniona. Potem ten drobny upadek przy zmianie nart spowodował, że grupka jej odeszła i nie mogła jej już potem dogonić. A potem już zrezygnowała i pilnowała tego szóstego miejsca - powiedział stacji TVN24 prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner.
- Widać wyraźnie, że jeśli Justyna myśli o jakimkolwiek medalu, to tylko na dystansie 10 kilometrów stylem klasycznym, a więc w jej ulubionej konkurencji. I tak to będzie jednak bardzo trudne, bo widać, że kilka zawodniczek jest rewelacyjnie przygotowanych do zmagań w Soczi. O Kowalczyk chyba nie da się tego powiedzieć. Ten upadek przy zmianie nart nie miał żadnego znaczenia. Oczywiście w ostatnim czasie pojawiły się na jej drodze różne przeszkody, ale strata prawie minuty do zwycięskiej Norweżki Marit Bjoergen w biegu łączonym to przepaść - powiedział komentator Eurosportu Bogdan Chruścicki.
- Dziś widać było, że Justyna nie doszła do pełni sił po kontuzji stopy. Środki przeciwbólowe też niestety zrobiły swoje, więc ten bieg jej nie wyszedł. Chociaż jak patrzyłem na ten pięcioosobowy pociąg czołówki, to uważam, że szóste miejsce w tej sytuacji nie było złe - ocenił Stanisław Mrowca, pierwszy trener Justyny Kowalczyk.