Korespondencja z Soczi
Na podium stanęły same dobre znajome: srebrny medal dla Szwedki Charlotte Kalli, brązowy dla Norweżki Therese Johaug. Brak w tym gronie Marit Bjoergen to pierwsza zagadka tego biegu – norweska mistrzyni była dopiero piąta, jeszcze za Finką Aino-Kaisą Saarinen.
Spiker na stadionie biegowym krzyczał: – Zapamiętajmy te chwile na całe życie! Wprawdzie chodziło mu o moment, gdy na ostatnią prostą wbiegała Rosjanka Natalia Żukowa, która zajęła 7. miejsce, ale Polakom hasło pasowało wyjątkowo. Wpatrzeni w monitor, tablice świetlne i tory przed trybuną, wiedzieliśmy już wtedy, że Justyna Kowalczyk po raz drugi zdobędzie złoto olimpijskie, że w trzecich igrzyskach dołożyła do honorowego zbioru piąty medal (złoto numer dwa), że przerosła Adama Małysza i ściga się już tylko z własną sportową doskonałością.
Rozegrała ten bieg na swoich zasadach. Nie było w nich wielu komplikacji – biec tak, jak wytrenowany przez lata organizm pozwoli, osiągnąć wysokie obroty i naciskać gaz do końca. Nie zwracać uwagi na ból stopy, wytłumiony przez lekarzy.