Korespondencja z Soczi
Pierwszy obrazek: autostrada. Niezbyt szeroka, w zasadzie na polskie normy dwupasmówka, czyli droga szybkiego ruchu. Z tą szybkością przesady też nie ma, kierowcy autobusów bardzo pilnują znaków ograniczeń. A znaki oraz policjanci stoją gęsto. Te 42 km z Adlera do Krasnej Polany, czyli znad brzegu Morza Czarnego w miejsce, gdzie już blisko do śniegu i gór, pokonuje się raczej majestatycznie.
Autostrada, najdroższy obiekt igrzysk, tnie góry śmiało, wloty tuneli świecą z dala, taka moda, że przeważnie na tęczowo. Szare pasy asfaltu jednych łączą, drugich dzielą. My, przyjezdni, mamy jak dostać się na skocznie, trasy biegowe i alpejskie, miejscowi, przynajmniej niektórzy, klną, że droga olimpijska odcięła ich od pracy, szkół, sklepów, znajomych i wody.
Wstyd starych domów
Obrazek drugi. Z drogi widać dobrze, jak rzeka Mzymta obudowana jest kamienistymi i betonowymi brzegami. Mzymta – obrazek drugi. O tej porze to mała rzeczka, szara w kolorze, lekko spieniona, pełna kamieni, ale kanion przygotowany na nią trzy–cztery razy szerszy.
W kanionie stoją niekiedy baraki, materiały budowlane, palety. Mzymta, autostrada i tory kolejki „Jaskółka" tworzą potrójny pas dzielący dolinę. Jak go przejść – pytanie trudne. O ryby, które kiedyś pływały w rzece, nie pyta nikt. Pytania są o wodę, bo kiedyś brało się z Mzymty, a teraz, lepiej nie mówić, co płynie. Wodę do paru wiosek dowożą cysternami, po olimpiadzie się zobaczy, co dalej. Burmistrz Soczi obiecał zrobić ujęcia.