Dobre płozy panczenów warte złota

Mistrz olimpijski Zbigniew Bródka w wyścigu na 1500 m o magicznych płozach, taktyce biegu o złoto i problemach panczenistów nad Wisłą.

Publikacja: 17.02.2014 01:00

Po swoim wyścigu Zbigniew Bródka wierzył, że zdobędzie medal. Nie wiedział tylko jaki

Po swoim wyścigu Zbigniew Bródka wierzył, że zdobędzie medal. Nie wiedział tylko jaki

Foto: AFP

Rz: Droga do złota składała się z dwóch etapów. Pierwszy – własny wyścig. Za metą już był pan pewien medalu?

Zbigniew Bródka:

Wierzyłem, że wynik starczy na podium, ale po mnie jechały trzy pary i wiedziałem, że może zdarzyć się wszystko, to przecież są igrzyska olimpijskie. Moim podstawowym zadaniem było wygrać z Shanim Davisem, ale na co wystarczy to zwycięstwo, miał pokazać czas. Fakt, wynik okazał się rewelacyjny. Wiedziałem, że przede mną jechali równie mocni Holendrzy i Danny Morrison, który osiągnął świetny rezultat. Ale ja byłem lepszy, więc wierzyłem w medal, jakiś medal.

Taktyka przewidywała zatem pośrednią pomoc Amerykanina?

Widziałem po prostu, że mój rywal jest w stanie dowieźć mnie do podium.

Losowanie par jest zatem bardzo ważne, tak mówił pan po wyścigu na 1000 m...

I nie każdy mi wierzył. Oczywiście, że jest. Jeśli ktoś jest waleczny, umie jeździć w parze, skorzystać z siły przeciwnika, to może dużo zmienić, naprawdę. Przy obecnych minimalnych różnicach między rywalami, gdy rzecz idzie o setne części sekundy, to jest bardzo ważna umiejętność.

Trenerzy mówili, że pomogła też panu zmiana płóz. O co chodziło?

Po wyścigu na 1000 m nie mogłem spać. Nie wiedziałem zbyt dobrze, co poszło nie tak, bo wszystko robiłem wedle procedur, jak mówimy w straży. Wszystko było w porządku, tylko niezbyt szybko jechałem. Szukałem więc sposobu, by to zmienić. Doszedłem do wniosku, że nowe płozy są dobrze przygotowane, ale jednak nie jadą tak, jakbym chciał, więc wróciłem do starych. To jest w ogóle problem dostać płozy tej jakości, jakie mają Holendrzy. Często trzeba je dopieszczać latami, trudno znaleźć zamiennik. Ja już trzy lub cztery razy zmieniałem płozy na nowe i zawsze wracałem do starych. Tych jedynych, sprawdzonych, o których wiem, że dadzą dobre rezultaty.

Jaka to mogła być różnica?

Myślę, że duża, taka jak między pierwszym miejscem i dziesiątym.

Ile czasu żyją takie płozy?

Ja je pielęgnuję, jak mogę. Jeśli nie znajdę kolejnych tak dobrych, to będę ich używał wyłącznie na zawodach mistrzowskich. Bo się kończą. Płozy się ostrzy, więc maleją, robią się mniej trwałe, są po każdym zejściu z lodu doginane, doprowadzane do stanu umożliwiającego kolejny start. Robią się bardziej plastyczne. To są niuanse, ale też ważne.

No to spytajmy – na ile igrzysk starczą?

Jeśli będę na nich jeździł wyłącznie na igrzyskach – sporo.

Czy kombinezon też ma takie znaczenie? Amerykanie sparzyli się na swej nowości...

Już wrócili do starych kombinezonów. Nawet pomyślałem, że to mogła być tylko gra psychologiczna.

Holender Koen Verweij w ostatniej parze przejechał metę, zegary pokazują, że macie taki sam czas, co wtedy zagrało w panu w duszy?

Podobna sytuacja zdarzyła się w wyścigu na 500 m, wiedziałem, że trzeba tylko czekać w nadziei, że jestem pierwszy, nie on. Okazało się – jestem.

Ma pan pojęcie, o ile centymetrów wyprzedził pan rywala?

Nie mam, może to centymetry, może milimetry. Dla mnie niesamowite jest już to, że potrafimy wskazać zwycięzcę przy tak małej różnicy. Ten dystans to przecież 1500 m, można stracić i zyskać tak wiele, a na mecie decydują ułamki sekund lub centymetry. To jest piękno łyżwiarstwa szybkiego.

Komu, oprócz siebie i trenera, zawdzięcza pan to złoto?

Zawsze będę dziękował straży pożarnej, że pozwoliła mi na przygotowania, dowódcom, moim kolegom w jednostce w Łowiczu oraz wszystkim, którzy pomagali, bym mógł wystąpić w każdych ważnych zawodach i brać udział w zgrupowaniach. Mojej rodzinie też się należy, bo zawsze we mnie wierzyła. Żona miała ciężki rok, urodziła nam się druga córka, a ja dwa dni później musiałem wyjechać na kwalifikacje przedolimpijskie w USA. Nie było mnie trzy kolejne tygodnie. Ale od chwili, gdy wróciłem z Vancouver, wiedziałem, że chcę jechać do Soczi i walczyć.

Powiedzmy uczciwie, to medal trochę wbrew wszystkiemu...

Nie wszyscy wierzyli, że coś tu osiągnę. A ja wierzyłem, od chwili, gdy w ubiegłym roku stanąłem na podium Pucharu Świata. Zobaczyłem, że ci wszyscy, którzy przygotowują się w profesjonalnych grupach, nie są tacy straszni. Jeśli się chce osiągnąć wielkie cele – można to zrobić. Potrzeba tylko ogromnej determinacji, poświęceń, wyrzeczeń, nie życzyłbym wrogowi przygotowywać się w naszych, polskich warunkach. Mam nadzieję, jak inni, że hala z torem lodowym w końcu powstanie. Niedawno moja mama znalazła u babci na strychu czasopismo z 1988 roku, w którym było napisane, że mamy trzy tory lodowe, ale świat ucieka pod dach. Tak więc 26 lat temu to wiedziano i sprawa jest wciąż aktualna.

Rz: Droga do złota składała się z dwóch etapów. Pierwszy – własny wyścig. Za metą już był pan pewien medalu?

Zbigniew Bródka:

Pozostało 97% artykułu
pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Brązowy medal Krzysztofa Chmielewskiego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Szachy
Dommaraju Gukesh mistrzem świata w szachach. Generacja Z przejmuje władzę
Pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Polacy zaczęli od dwóch medali
Inne sporty
Baseballista zarobi najwięcej w historii. Kontrakt, który przyćmił wszystkie inne
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Inne sporty
Indie kontra Chiny. Szachowa gra o tytuł w cieniu Norwega, którego pokonała nuda