Tak będzie zapewne do finału w Planicy: raz trochę wyżej polski podwójny mistrz olimpijski, raz podwójny słoweński medalista z Soczi. Nie umniejszając zasług zwycięzcy, walka Stocha z Prevcem o wielką Kryształową Kulę staje się najciekawszą częścią konkursów pucharowych końca zimy. W piątek w Lahti odrobinę lepszy był Polak, ta odrobina miała wymiar 0,2 pkt, czyli tyle co nic. W klasyfikacji Pucharu Świata Stoch odrobił do Prevca 10 punktów, zostało siedem – jeszcze siedem, też niewiele.
Zawody wygrał, tak jak w środę w Falun, Niemiec Severin Freund. Był liderem po pierwszej serii (131 m), pewnie utrzymał zwycięstwo po drugim skoku. Między pierwszą i drugą kolejką były jednak znaczące różnice – z polskiego punktu widzenia najważniejszy był awans Stocha z szóstego miejsca na podium.
Polski mistrz skakał w Lahti nierówno. Może to wpływ pewnego poolimpijskiego znużenia, może fińska skocznia nie bardzo jest lubiana przez Polaków, w każdym razie Kamil Stoch opuściwszy próby treningowe, wypadł słabo w kwalifikacjach (113 m).
Bywało lepiej
Trochę można było się obawiać, co dalej, gdyż niemal cała drużyna trenera Łukasza Kruczka skakała w piątek źle. Przepadli z kretesem Jan Ziobro (104 m), Maciej Kot (108), Piotr Żyła (107) i Klemens Murańka (111), awansował jedynie Dawid Kubacki (118).
Tylko dwóch Polaków w konkursie głównym – przyzwyczajeni do znacznie lepszej frekwencji czekaliśmy na to, co pokaże Stoch w walce na serio. Pokazał normalną formę, 127 m przy obniżonej belce startowej to był wynik solidny, choć kilku rywali skoczyło lepiej. Tuż za Freundem był Gregor Schlierenzauer, następnie Prevc (taktyczna próba skoku z jeszcze niższego rozbiegu od pozostałych nie dała nadzwyczajnych efektów), Anders Bardal i Thomas Diethart.