Dla Lindsey były to mistrzostwa słabo skrytego płaczu (kamery są wszędzie), dla Tiny, liderki klasyfikacji łącznej Pucharu Świata, uśmiechów rozdawanych w Veil/Beaver Creek z podium po supergigancie, zjeździe i superkombinacji.
Słowenia takiej alpejki wcześniej nie miała. Musiała też chwilę poczekać na rozwój tej niebanalnej kariery. Tina Maze startuje od dawna, pierwszy raz w MŚ wzięła udział jako nastolatka, jeszcze w 2001 roku, w PŚ pojawiła się dwa lata wcześniej, miała wtedy 16 lat.
Najważniejszą decyzją było wyjście spod skrzydeł krajowej federacji narciarskiej i utworzenie w 2008 roku małego, w pełni prywatnego zespołu szkoleniowego, prowadzonego przez włoskiego trenera Andreę Massiego, przy okazji partnera życiowego Tiny. Grupa nazwała się „Team to aMaze", – czasownik „amaze" po angielsku znaczy zdumiewać. W grupie tej są jeszcze dwaj włoscy serwismeni: Andrea Vianello (od nart) i Valerio Ghirardi (od smarów).
Wyniki mówią same za siebie: słoweńska narciarka zdobyła od tamtej pory dwa złote medale olimpijskie w Soczi (gigant i zjazd) i dwa srebrne w Vancouver (gigant i supergigant), cztery złote i pięć srebrnych medali mistrzostw świata, wielką Kryształową Kulę za sezon 2012/2013 (kolejna może też będzie), rekordy statystyczne porównywane z osiągnięciami Hermanna Maiera, także 26 zwycięstw w Pucharze Świata (jako jedna z trzech alpejek wygrywała w każdej konkurencji), o prawie 80 miejscach na podium nie wspominając.
Tina Maze jest szczególnie dumna z faktu, że jej mała drużyna osiągnęła tak wiele przy minimalnych funduszach. „Niczego nie dostałam za darmo. Na wszystko sama ciężko zapracowałam. Nikomu niczego nie zawdzięczam" – to dokładne cytaty z jej strony internetowej.
Nie jest grzeczną dziewczynką. Ani na alpejskiej trasie, ani prywatnie. Kiedy w 2012 roku Szwajcarzy twierdzili, że pod kombinezonem nosi bieliznę, która sprzyja lepszej aerodynamice i daje niezasłużoną przewagę – przy najbliższej okazji stanęła przed kamerami, zrzuciła górę kombinezonu, by pokazać wielki napis na biustonoszu: NOT YOUR BUSINESS.
Nie lubią się z Lindsey Vonn, od kiedy Amerykanka, zobaczywszy lepszy wynik rywalki, rzuciła w jej stronę obraźliwe słowo. Była reakcja. Większość rywalek nie przepada za jej saltami po zwycięstwach, za udawaniem gry na gitarze w chwilach radości, za ekspresję, która je przytłacza lub drażni.