Było kolorowo

W Vail/Beaver Creek zakończyły się mistrzostwa świata. Jak prawie zawsze najlepsze dla Austrii, jak rzadko – interesujące dla widzów w USA.

Aktualizacja: 15.02.2015 20:02 Publikacja: 15.02.2015 19:02

Mikaela Shiffrin na trasach koło rodzinnego domu obroniła złoto w slalomie

Mikaela Shiffrin na trasach koło rodzinnego domu obroniła złoto w slalomie

Foto: Getty Images/AFP

Ameryce się spodobało, choć były to mistrzostwa europejskiej trójki: Tiny Maze, Anny Fenninger i Marcela Hirschera – jedynie oni (przed finałowym slalomem mężczyzn, który się odbył po zamknięciu tego wyd. „Rz") mogli się pochwalić, że mają po dwa złote medale i po jednym srebrnym.

Entuzjazm był duży, choć Lindsey Vonn przegrywała, w wielu wypadkach mistrzostwa zamieniły się po prostu w pojedynek Maze z Fenninger – wyszło na remis, choć Słowenka ambitnie próbowała coś jeszcze wykraść dla siebie w slalomach.

O Maze, dumie narciarstwa Słowenii, za rok, dwa trzeba będzie mówić w czasie przeszłym, bo mistrzyni zapowiada już zmierzch kariery, natomiast sukcesy Fenninger zapewne jeszcze parę lat będą na czołówkach austriackich gazet.

Mistrzyni pochodzi z Hallein w Alpach Berchtesgadeńskich, szykowała się do zawodu od dziecka. Ta droga w Austrii jest przetarta: dobry lokalny klub (SK Hallein), do tego narciarskie szkoły sportowe, podstawowa w Adnet, średnia w Bad Gastein (koło lodowca) i na koniec szkoła narciarsko-hotelarska w Bad Hofgastein, by umieć prowadzić pensjonat górski po karierze.

Ubiegłej zimy Fenninger zdobyła wielką Kryształową Kulę, liczy się w walce o kolejną, bo wyłączywszy slalomy, daje sobie znakomicie radę w pozostałych konkurencjach.

Z amerykańskiego punktu widzenia te same, a może nawet większe, zalety ma także 19-letnia Mikaela Shiffrin, której kolejny złoty medal w slalomie (powtórka z 2013 roku ze Schaldming) i złoto olimpijskie z Soczi to dowody, że nie będzie pustki po Vonn, Kristinie Koznick, Picabo Street i innych.

Shiffrin nieodmiennie zadziwia fachowców – z jednej strony jest niezwykle twardą, odporną na presję alpejką, która na mecie z chłodnym zadowoleniem ocenia rozmiary swych zwycięstw, z drugiej to wciąż zabawna, bezpretensjonalna nastolatka, która jeździ na zawody z mamą, gra na gitarze i robi sobie zdjęcia ze znanymi osobistościami świata sportu. – Chciałabym mieć wiecznie 19 lat, ale podnieca mnie także bycie 20-latką – mówiła dziennikarzom w Vail, powodując wiele uśmiechów.

Rolę Shiffrin w męskiej części mistrzostw odegrał amerykański weteran Ted Ligety. On też zastąpił pokonaną przez wiek i pecha legendę – Bode Millera, który z Vail wyjechał na tarczy – mocno rozcięta nartą noga oznaczać może koniec kariery.

Szwajcarzy mieli swój dzień w zjeździe (niewielu stawiało na złoto Patricka Kuenga), lecz więcej Austria im nie oddała, a w tej reprezentacji wyróżniał się Marcel Hirscher – mistrz w zawodach drużynowych, superkombinacji, wicemistrz w slalomie gigancie.

Trzykrotny zwycięzca Pucharu Świata zasłużył już na opinię, że jest Ingemarem Stenmarkiem lub Alberto Tombą swojego czasu. Przed Hirscherem jest jeszcze kilka szans na dopełnienie legendy. Ma 26 lat, czwarta Kryształowa Kula wydaje się na wyciągnięcie ręki.

Techniki slalomowej nauczył go ojciec Ferdynand, instruktor narciarski. Mama jest Holenderką (Hirscher ma także paszport holenderski). Dla rywali to może dobra wiadomość, że karierę planuje tylko do igrzysk w Pyongchang, a potem koniec, bo zdrowie też jest ważne.

Mistrzostwa świata w narciarstwie alpejskim odbywają się w USA rzadko, to dopiero czwarty raz od 1950 roku (wtedy o medale walczono w Aspen). Chociaż doskonałych ośrodków alpejskich za oceanem nie brakuje, to były powody, by uważać, że entuzjazm amerykańskich kibiców do tej dyscypliny jest umiarkowany – Picabo Street, Bode Miller, Lindsay Vonn, Daron Rahlves, bracia Phil i Steve Mahre, A.J. Kitt i inni nieraz mówili, że tak naprawdę czują się bohaterami stoków tylko w alpejskiej Europie.

Po tegorocznych mistrzostwach w Vail może jednak coś się w tej mierze zmieni. Na trybuny stadionu Red Tail dzień w dzień przychodziło około 10 tys. osób – łączna frekwencja oceniana na 130 tys. widzów (z imprezami dodatkowymi – 200 tys.) – to amerykański rekord.

W telewizji zawody oglądało niemal miliard widzów – też osiągnięcie bez precedensu. Organizatorzy świadomie ustawili czas rozgrywania konkurencji tak, by dogodnie oglądało się je na żywo w Europie.

Do pracy na trasach zatrudniono 25–30 najlepszych kamerzystów telewizyjnych na świecie obsługujących imprezy narciarskie. Ci fachowcy sprawdzili i przygotowali ok. 200 miejsc dla kamer, znajdując perfekcyjne ujęcia dla każdej konkurencji. Liczył się każdy detal, a także innowacje technologiczne – zwolnione ujęcia realizowano w technice „super slow motion" – 2500 klatek na sekundę.

Przedstawiciele Międzynarodowej Federacji Narciarskiej  mogli z przekonaniem powiedzieć, że Amerykanie zorganizowali mistrzostwa bardziej kolorowe niż igrzyska olimpijskie.

Szachy
Sukces polskiego arcymistrza. Jan-Krzysztof Duda z medalem mistrzostw świata
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Inne sporty
Polak płynie do USA. Ksawery Masiuk będzie trenował ze szkoleniowcem legend
Inne sporty
Czy to najlepszy sportowiec 2024 roku? Dokonał rzeczy wyjątkowych
Inne sporty
Tomasz Chamera: Za wizerunek PKOl odpowiada jego prezes
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Rekordowa impreza reprezentacji Polski
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay