Kto w poniedziałek rano jeszcze nie wierzył w Stuarta Binghama, a takich zapewne zostało w Crucible Theatre niewielu, ten musiał uwierzyć już po pierwszej sesji. Bingham zaczął grę od stanu 8-9, ale po kilku godzinach schodził na przerwę z szerokim uśmiechem: prowadził 14-11.
Wygrał sześć z ośmiu frejmów, atakował po drodze brejka maksymalnego – 147 punktów (nie zdobył go, źle wyszedł na ostatnią czerwoną bilę, zakończył podejście ze 112 punktami). Podziw dla jego gry słuchać i widać było nie tylko w Sheffield. Zauważono nawet wyrazisty wpis zachwyconej Martiny Navratilovej na Twitterze: „Bingham rocks! " – Bingham wymiata!
Oczywiście zauważono także, że Shaun Murphy wciąż gra dobrze, że wytrzymuje napięcie, ale ten przypływ formy jego rywala, skromnego snookerzysty z Basildon, to rzeczywiście historia niezwykła. Doświadczeni komentatorzy BBC Stephen Hendry i John Parrot też dali się przekonać niezłomnej woli zwycięstwa Binghama, ale ostrzegali go przed zbytnim uniesieniem.
– To niebezpieczny czas dla Stuarta, nie wolno mu wyjść ze swego rytmu, przyspieszać wygraną. Do tytułu jeszcze daleka droga i jestem pewien, że Shaun wyjmie wieczorem wszystkie pistolety i wypali. To ważne, by ludzie wokół Stuarta utrzymali jego równowagę ducha – mówił Hendry przed decydującą sesją.
– Sposób, w jaki walczył Bingham wygrywając sesję 6-2 był po prostu fenomenalny. To już jest jeden z najlepszych do oglądania i najbardziej zajmujących finałów w historii i w ogromnej części to zasługa Stuarta, ale niech jeszcze nie szykuje przemówienia zwycięzcy. Shaun Murphy może być teraz bardziej niebezpieczny, bo zejdzie z niego część presji. Sposób, w jaki wbija długie bile pokazuje, że może jeszcze mieć wiele do powiedzenia... – wtórował Parrot.