Rzeczpospolita: Dlaczego hamburczycy nie chcą olimpiady w swoim mieście?
Prof. Dirk Meyer: Jest kilka przyczyn, ale najważniejsza to sprawa kosztów. Mowa była o astronomicznych wydatkach, których znaczną część musiałoby pokryć miasto. Chodziło przede wszystkim o lokalizację miasteczka olimpijskiego i części obiektów sportowych na jednej z wysp na Łabie, aby teren igrzysk nie był zbyt oddalony od centrum. Wiązała się z tym konieczność przeniesienia istniejących już tam obiektów, firm, instytucji. Wielu mieszkańców było zdania, że to zbyt wielki wysiłek finansowy. Tym bardziej że gdzie jak gdzie, ale w Hamburgu obserwujemy przez ostatnie lata wspaniały przykład tego, jak astronomiczne mogą być rzeczywiste koszty inwestycji w porównaniu z zakładanymi. Słynna opera na Łabie okazała się o 400 proc. droższa, niż planowano.
Nie godząc się na organizację igrzysk letnich, Hamburg poszedł więc za przykładem Monachium, które nie zgodziło się na olimpiadę zimową.
W przypadku Monachium zasadniczą rolę odegrały inne czynniki. W mniejszym stopniu chodziło o pieniądze, a bardziej o zakłócenie równowagi życia codziennego, co jest konsekwencją organizacji igrzysk zarówno na etapie przygotowań, jak i w czasie ich trwania. Mieszkańcy musieliby się dostosować do wielu ograniczeń i utrudnień – wystarczy wspomnieć choćby o kłopotach komunikacyjnych. Innymi słowy, musieliby przejściowo zmienić styl życia, a na to się nie godzili.
Takiego problemu mieszkańcy Hamburga nie widzieli?