masz pytanie, wyślij e-mail do autora: k.rawa@rp.pl
Opinia
Kamil Stoch, lider polskich skoków, mistrz świata bw drużynie
Każdy z nas skakał tak, jak potrafi najlepiej, i to w zupełności wystarczyło. Przed ostatnią serią wiedziałem, że wcale nie muszę daleko wylądować, ale trzeba było skoczyć. Chciałem oddać normalny skok, zielonej linii na rozbiegu w ogóle nie widziałem. Po wylądowaniu wiedziałem, że jest dobrze. Zasłużyliśmy na ten sukces. Bardzo długo i ciężko na niego pracowaliśmy. Stefan Hula i Jasiek Ziobro też należą do zespołu. Także sztab szkoleniowy, Polski Związek Narciarski i jego wszyscy pracownicy oraz nasze rodziny, które zawsze trzymają za nas kciuki i są z nami wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebujemy.
Maciej Kot, mistrz świata w drużynie
Wszyscy znamy możliwości Kamila, ale przy jakimś ogromnym pechu moglibyśmy stracić ten złoty medal. Po ostatnim skoku wreszcie kamień spadł mi z serca. Z konkursu na konkurs presja rosła. Przed tym drużynowym nie mówiono już, że Polacy mogą wygrać, tylko że muszą. Ta myśl siedziała mi w głowie, ale sądzę, że dobrze sobie z nią poradziłem, bo głośno mówiłem, że musimy to wygrać i moje słowa zamieniły się w czyny. Dla Kamila to nie jest sukces życiowy, bo wygrywał już wiele, lecz dla reszty z nas to zapewne największa wygrana w karierze, ale nie ostatnie słowo. Chcemy więcej.
Dawid Kubacki, mistrz świata w drużynie
Sędziowie zaskoczyli mnie ściąganiem z belki, bo z góry widziałem, że za progiem jest wiatr mocno z tyłu, ale zdecydowano jeszcze obniżyć mi rozbieg. Krzywo na to popatrzyłem. Było też zimno, a trochę czasu to zajęło. Skoncentrowałem się na tym, co mam do zrobienia i zrobiłem. Zaraz po skoku Kamila oczywiście była radość, ale przytłumiona. Po dekoracji endorfin jest w ciele znacznie więcej. Niesamowite uczucie, pierwsze złoto w karierze, odśpiewanie Mazurka Dąbrowskiego w obecności tylu polskich kibiców na tak ważnej imprezie było czymś naprawdę niezwykłym. Te chwile zostaną ze mną do końca życia.
Adam Małysz, dyrektor ds. skoków w Polskim Związku Narciarskim
Byłem tak zestresowany, emocje wierciły mi dziurę w brzuchu. Nie wiedziałem, czy szukać toalety, czy patrzeć na skoki. Gdybym siedział przed telewizorem, byłbym trochę spokojniejszy. Ale kiedy jest się tutaj, współpracuje z chłopakami i cały czas liczy na sukces, trudno utrzymać nerwy na wodzy.
Stres był większy niż wtedy, kiedy sam byłem zawodnikiem. Najbardziej bałem się skoku Dawida. To był ten moment, gdy Forfang skoczył 138 m, potem Leyhe 103,5 m. Dwa razy Kubackiego ściągano z belki, warunki były wtedy krytyczne i z tego powodu można było się niepokoić. Okazało się, że wytrzymał presję.
Jestem niezmiernie dumny. Dla mnie to coś niesamowitego, że mogę tu być, pomagać im. Wkładam w to całe serce. Medal to także dla mnie jest ukoronowanie wysiłku, sprawia, że ta praca jest niezwykle przyjemna. Wiem, że chłopaki chcą, żebym był przy ekipie, teraz widzę, że to działa. Konkurs drużynowy zrekompensował nam niedosyt po skokach indywidualnych. Trzeba było Stefana Horngachera, żeby nie jeden lub dwóch, ale czterech, pięciu, może nawet sześciu chłopaków było w stanie walczyć z drużyną o medale. Świętowanie? Nie chcieliśmy zapeszać. Było spontaniczne.
Grzegorz Sobczyk, drugi trener reprezentacji polskich skoczków
Adam Małysz był na kilku zgrupowaniach przed sezonem, oglądał, jak teraz pracuje się ze sprzętem skoczków i ładnie podsumował, że to taka mała Formuła 1. Wyścig sprzętowy jest i zawsze będzie. Ten, kto ma lepszy sprzęt, ma większy margines błędu i większą swobodę. Na pewno pod tym względem nie odstajemy od reszty. Może nie jesteśmy na samym szczycie, bo w Polsce trochę brakuje firm, które pomogłyby nam się rozwijać, mieć własne warsztaty, lecz tacy ludzie jak Michal Doleżal i Zbigniew Klimowski sprawiają, że ze sprzętem wszystko gra. Nie mogę za dużo zdradzić, najważniejsze, że chłopcy dobrze skaczą. Nie śledzimy zbytnio głosów krytyki pod adresem innych ekip, takich jakie w Lahti wygłosił np. Mika Kojonkoski wobec Niemców i ich kombinezonów. Jeśli coś zauważył i jest w stanie to udowodnić, to jako działacz FIS może to zgłosić. A jeżeli nic nie udowodni, to znaczy, że wszyscy mieli przepisowe kombinezony. —w Lahti notował Krzysztof Rawa