Verstappen i Hamilton przez dziewięć miesięcy pisali kolejne rozdziały dreszczowca, aż dojechali do Abu Zabi z identycznym dorobkiem punktowym.
Finałowy wyścig był szalony, jak cały sezon. Holender zdobył tytuł, choć właściwie zdążył się już z nim pożegnać. Drugie życie dał mu Kanadyjczyk Nicholas Latifi, który rozbił bolid Williamsa i na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa.
Pierwsze spięcie nastąpiło tuż po starcie. Verstappen zaspał i dał się wyprzedzić Hamiltonowi, ale chwilę później zaatakował, opóźnił hamowanie i Brytyjczyk wypadł poza tor, ale ściął zakręt i wrócił na prowadzenie. Powinien oddać pozycję, ale reakcji sędziów nie było.
Koleżeńska pomoc
Mercedes był szybszy, Red Bull musiał nadrabiać sprytem. Verstappen pierwszy zjechał po nowe opony, a później oglądał, jak jego zespołowy kolega Sergio Perez toczy pojedynek z Hamiltonem. Meksykanin tak opóźnił Brytyjczyka, że Verstappen odrobił straty. Perez zrobił to, czego nie umiał zrobić dla Hamiltona jego partner z Mercedesa Valtteri Bottas, który pogubił się na starcie i był dla swego lidera bezużyteczny.
Mistrz świata miał jednak wyścig pod kontrolą, dopóki wszystkiego nie zmienił samochód bezpieczeństwa po wypadku Latifiego. Verstappen błyskawicznie zjechał po nowe opony, od Hamiltona dzielili go jedynie kierowcy zdublowani.