Trochę emocji było, ale skończyło się, jak kazał ranking: Novak Djoković wygrał z Davidem Ferrerem, Andy Murray z Kei Nishikorim, i wielka czwórka męskiego tenisa jest w półfinale.
Wśród kobiet też pożegnano te, które wybiły się ponad normę: Sara Errani przegrała z Petrą Kvitovą, Jekaterina Makarowa z Marią Szarapową. Najdłużej, dwa pełne sety, trwała niepewność w meczu numeru 1 z numerem 5, czyli Djokovicia z Ferrerem. Serb przez długie minuty był goniony po korcie przez Hiszpana, wydawało się, że straci siły i zdrowie. Po jednej z wymian złapał się z grymasem za lewe udo, po innych ledwie łapał oddech. Gdy jednak przychodziło do decydujących punktów, wciąż dawał radę.
Przełamanie przyniósł tie-break. Hiszpan prowadził, ale kontratak Serba dał mu drugiego seta. Na Davida Ferrera to było za wiele, w ostatnim secie oddawał punkt za punktem.
Rywalem Djokovicia będzie w piątek Murray, który nie zmęczył się w walce z Nishikorim. Gdyby Japończyk nie miał w nogach dwóch pięciosetowych meczów, może spotkanie wyglądałoby inaczej, a tak Szkot kontrolował sytuację i w odpowiednich chwilach przyspieszał, spoglądając często na swego nowego trenera Ivana Lendla. O Nishikorim jednak warto pamiętać, kto lubił grę Michaela Changa i nieszablonowe odbicia, ten będzie miał z oglądania Japończyka sporo satysfakcji.
Kvitova w meczu z Errani zagubiła się w drugim secie, przegrywała już 1:4. Podumała, zakrywszy głowę ręcznikiem, i gdy wstała, do końca meczu nie oddała gema.