Po porażkach w 2011 roku z Izraelem i Finlandią polscy tenisiści znów przywitali się z grupą II strefy euro-afrykańskiej, daleko od wielkiego drużynowego tenisa. Spotkanie z Madagaskarem powinno być początkiem drogi powrotnej.
Rywale zajmują 75. miejsce w rankingu światowym (Polacy – 38.). Awans do strefowej grupy II zdobyli po raz pierwszy, po wygranych z Algierią, Nigerią i Beninem. W środę przedstawili się polskim dziennikarzom. Z ich słów wynika, że jeden z czwórki zagrał kiedyś o punkty turnieju ATP i zarobił 611 dolarów, inny był kiedyś 17. juniorem świata. Żyją z gry w małych klubach francuskich, ich ambicje nie sięgają Wielkich Szlemów, tylko meczów w Igrzyskach Afrykańskich.
Polski kapitan Radosław Szymanik powołał do gry debel Marcin Matkowski i Mariusz Fyrstenberg oraz singlistów Jerzego Janowicza i Grzegorza Panfila. Choć brakuje Łukasza Kubota i Michała Przysiężnego, to obaw nie ma. Matkowski ujął rzecz krótko: – Każdy przegrany set to będzie niespodzianka.
Po konferencji prasowej Jacob Rasolondrazana, najstarszy i najbardziej doświadczony tenisista Madagaskaru, wziął od organizatorów plakat zapowiadający spotkanie i poprosił polskich deblistów o autografy.