W październiku minie 40 lat od najsłynniejszej dekoracji medalistów w historii igrzysk.
Stadion Olimpijski w Meksyku, podium dla trzech najlepszych w biegu na 200 metrów: zwycięzca Tommie Smith oraz jego kolega z amerykańskiej reprezentacji, trzeci w tym biegu John Carlos, dobrze się do ceremonii przygotowali. Od żony Smitha dostali czarne rękawiczki: Tommie założył prawą, John lewą. Smith owinął sobie jeszcze wokół szyi czarny szalik, Carlos założył czarną koszulę.
Obaj zdjęli buty i podciągnęli spodnie od dresu, żeby było widać długie czarne skarpety. Gdy zabrzmiał amerykański hymn spuścili głowy, podnieśli za to wysoko w górę pięści, robiąc tzw. gest Black Power. W 1968, roku zabójstwa Martina Luthera Kinga, wyklęcia Muhammada Alego za odmowę służby wojskowej i buntów społecznych w wielu krajach, tyle wystarczyło, by rozpętać burzę.
To był pierwszy przypadek politycznej demonstracji na olimpijskim podium. Wcześniej zdarzały się one przede wszystkim podczas ceremonii otwarcia: odmowa pozdrowienia gości w loży honorowej, odwrócenie głowy itp. Nawet podczas otwarcia igrzysk w Meksyku czarnoskórzy sportowcy USA defilowali z czarnymi elementami strojów i wpiętymi w klapę znaczkami z antyrasistowskim hasłem, ale wówczas nikt jeszcze za to wyklęciem z ruchu olimpijskiego nie straszył.
Smithowi i Carlosowi MKOl nie przepuścił, zostali wyrzuceni z wioski olimpijskiej. Nie zabrano im jednak medali ani nie ukarano żadnego ze sportowców, którzy w następnych dniach powtarzali gest Black Power, czasem ze śmiechem, czasem z zaciśniętymi ustami, solidaryzując się z wyrzuconymi kolegami.