Wróble kontra armaty

Nie wiadomo, co naprawdę grozi sportowcom za demonstrowanie na obiektach igrzysk np. poparcia dla Tybetu. Karta olimpijska im tego zabrania, ale za polityczne gesty zawodników wyrzucano rzadko i dawno temu

Publikacja: 21.03.2008 23:54

Wróble kontra armaty

Foto: AP

W październiku minie 40 lat od najsłynniejszej dekoracji medalistów w historii igrzysk.

Stadion Olimpijski w Meksyku, podium dla trzech najlepszych w biegu na 200 metrów: zwycięzca Tommie Smith oraz jego kolega z amerykańskiej reprezentacji, trzeci w tym biegu John Carlos, dobrze się do ceremonii przygotowali. Od żony Smitha dostali czarne rękawiczki: Tommie założył prawą, John lewą. Smith owinął sobie jeszcze wokół szyi czarny szalik, Carlos założył czarną koszulę.

Obaj zdjęli buty i podciągnęli spodnie od dresu, żeby było widać długie czarne skarpety. Gdy zabrzmiał amerykański hymn spuścili głowy, podnieśli za to wysoko w górę pięści, robiąc tzw. gest Black Power. W 1968, roku zabójstwa Martina Luthera Kinga, wyklęcia Muhammada Alego za odmowę służby wojskowej i buntów społecznych w wielu krajach, tyle wystarczyło, by rozpętać burzę.

To był pierwszy przypadek politycznej demonstracji na olimpijskim podium. Wcześniej zdarzały się one przede wszystkim podczas ceremonii otwarcia: odmowa pozdrowienia gości w loży honorowej, odwrócenie głowy itp. Nawet podczas otwarcia igrzysk w Meksyku czarnoskórzy sportowcy USA defilowali z czarnymi elementami strojów i wpiętymi w klapę znaczkami z antyrasistowskim hasłem, ale wówczas nikt jeszcze za to wyklęciem z ruchu olimpijskiego nie straszył.

Smithowi i Carlosowi MKOl nie przepuścił, zostali wyrzuceni z wioski olimpijskiej. Nie zabrano im jednak medali ani nie ukarano żadnego ze sportowców, którzy w następnych dniach powtarzali gest Black Power, czasem ze śmiechem, czasem z zaciśniętymi ustami, solidaryzując się z wyrzuconymi kolegami.

Artykuł 51 Karty olimpijskiej znany w obecnym kształcie (a zwłaszcza jego podpunkt 3: „Żadne demonstracje ani polityczna, religijna czy rasowa propaganda nie są dozwolone na obiektach igrzysk”) wówczas jeszcze nie obowiązywał. Pojawił się później, w Meksyku wystarczyła ogólniejsza zasada rozdzielenia polityki od olimpizmu.

Na podstawie historii Smitha i Carlosa trudno przesądzać, co może czekać tych, którzy w Pekinie zdecydują się na jakieś demonstracje: w obronie Tybetu, praw człowieka czy choćby Kosowa, jak to zrobił w Eindhoven pływak Milorad Cavić.

Czy plac Tienanmen, z którego wystartują maratończycy, uznany zostanie za obiekt olimpijski?

Artykuł 51 wyraźnie i stanowczo wyklucza wszelkie demonstracje: od początku do końca igrzysk, na wszelkich ich obiektach, od stadionów po sale konferencyjne. Karę za łamanie art. 51 – dyskwalifikację lub cofnięcie akredytacji – wymierza Komitet Wykonawczy, który każdym przypadkiem zajmuje się oddzielnie. Jego decyzja jest ostateczna. Ale na tym jednoznaczność się kończy. Czy np. plac Tienanmen zostanie uznany za obiekt olimpijski tylko dlatego, że będzie tam start maratonu? I jak rozstrzygnąć, co już jest demonstracją, a co jeszcze nie?

Nie zawsze będą to tak oczywiste sprawy jak np. noszenie koszulki z napisem Wolny Tybet na konferencji prasowej czy w wiosce olimpijskiej. Rzeczniczka MKOl Giselle Davies zapowiedziała np. kilka tygodni temu, że jeśli dziennikarz zada pytanie o sprawy drażliwe politycznie, to sportowiec będzie mógł mu odpowiedzieć, byle wyraził swoją opinię bez wygłaszania „odezw i wykonywania gestów – politycznych, religijnych lub innych”. Granica między zdecydowaną wypowiedzią a odezwą może być bardzo cienka.

Jeszcze mniej jednoznacznie ujęta jest sprawa kar. Karta olimpijska mówi, że za złamanie przepisu sportowiec może – ale nie musi – zostać zdyskwalifikowany lub pozbawiony akredytacji. W ostatnich latach jeśli już MKOl komuś dyskwalifikacją groził, to tym, którzy łamali ujęte w tym samym artykule przepisy dotyczących reklamy. I kończyło się na groźbach, wycofywanych, gdy sportowiec naprawił błąd.

Pozostaje jeszcze problem czysto praktyczny: gdyby na jakiś gest w obronie praw człowieka zdecydował się choćby co 20. z 10 tysięcy startujących w Pekinie, Komitet Wykonawczy, żeby nadążyć z karaniem, musiałby się zamienić w sąd 24-godzinny. MKOl wytoczył artykułem 51 armatę, ale gdy wróbli będzie za dużo, może najwyżej strzelać na oślep.Szef PKOl Piotr Nurowski przyznaje, że sam nie wie dokładnie, jak przepisy zostaną zastosowane. Czeka na dokładną wykładnię od MKOl: co wolno, a czego już nie.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora p.wilkowicz@rp.pl

Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?
Materiał Promocyjny
Suzuki Vitara i Suzuki Swift ponownie w gronie liderów rankingu niezawodności
Sport
Witold Bańka i WADA kontra Biały Dom. Trwa wojna na szczytach światowego sportu
Sport
Pomoc przyszła od państwa. Agata Wróbel z rentą specjalną
Sport
Zmarł Andrzej Kraśnicki. Człowiek dialogu, dyplomata sportu
Materiał Promocyjny
Warta oferuje spersonalizowaną terapię onkologiczną
SPORT I POLITYKA
Kto wymyślił Andrzeja Dudę w MKOl? Radosław Piesiewicz zabrał głos
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego