– W imieniu drużyny przepraszam wszystkich Niemców za to, co pojawiło się w jednej z polskich gazet. Nie mamy z tym nic wspólnego, to pomysł chorych ludzi. Mecze wzbudzają wielkie emocje, ale my koncentrujemy się na futbolu. Piłkarze widzieli tę gazetę, ale nie było sensu o tym rozmawiać – Leo Beenhakker konferencję prasową rozpoczął nietypowo, ale i okoliczności były nadzwyczajne.
W środę „Super Express” na pierwszej stronie zamieścił fotomontaż: trener reprezentacji Polski trzyma w rękach odcięte głowy Joachima Löwa i Michaela Ballacka, towarzyszy temu tytuł: „Leo, przynieś nam ich głowy”. Wcześniejsze tytuły w „Fakcie” – „Leo powtórzy Grunwald” i „Leo, dokop trabantom!” też nie przeszły bez echa. Wczoraj do Bad Waltersdorf przyjechało wielu niemieckich dziennikarzy, kilku pytało o taktykę, reszta – o powody rozpoczęcia brudnej wojny.
„Welt” pisze o brutalnych faulach, telewizja N24 informuje o ciosach poniżej pasa. Oburzony jest nawet bulwarowy „Bild”, który podczas mistrzostw świata przed dwoma laty regularnie obrażał polskich piłkarzy.
Beenhakker stwierdził, że ognia jest już za dużo i za wszelką cenę stara się utrzymać swoich piłkarzy z dala od zamieszania. – Jest jakaś granica podgrzewania atmosfery. Nie mogę w czwartek mobilizować piłkarzy na niedzielny mecz, staram się ich raczej zrelaksować. Rozumiem emocje kibiców, ale wiem, że 99 procent ludzi w Polsce traktuje sport jak sport, a nie jak wojnę – mówił.
Trener przyznał jednak, że chcąc być przygotowanym na każdą ewentualność na wczorajszym treningu zarządził dwa wewnętrzne mecze. W jednym podstawowa drużyna grała w osłabieniu, w drugim – osłabieni byli jej przeciwnicy.