Pierwszy stracił cierpliwość rzecznik prasowy portugalskiej reprezentacji. Zapytał dziennikarzy tłoczących się w kwaterze Portugalczyków w Neuchatel, czy to jemu się coś pomyliło, czy im. Myślał, że przychodzi na konferencję prasową, przyprowadził Paulo Ferreirę, a widzi, że trafił raczej na seans psychoanalizy Cristiano Ronaldo.
Ktokolwiek pojawi się za stołem konferencyjnym, słyszy niemal wyłącznie pytania na temat gwiazdy Manchesteru United. Gdy przychodzi Ricardo z Betisu Sewilla, angielski dziennikarz każe mu oceniać, czy liga hiszpańska i Real Madryt to dobry kierunek dla Cristiano. I obowiązkowo opowiedzieć, jakie są jego relacje z kolegą z drużyny. Znudzeni piłkarze powtarzają komunały o tym, że każdy zawodnik w drużynie jest ważny, albo – jak Ricardo – wymownie milczą.
Do histerii kibiców, gdziekolwiek się pojawi, Ronaldo miał czas przywyknąć. Medialne oblężenie też już przeżywał, choćby po ostatnim mundialu i incydencie z Wayne’em Rooneyem. Ale to, co dzieje się teraz, przekroczyło wszystkie granice.
Mało kto ośmiela się jeszcze dyskutować, czy Ronaldo to najlepszy piłkarz świata, czy nie. Wszyscy oczekują od niego, że będzie prowadził Portugalię do zwycięstw jak Maradona prowadził Argentynę. Podczas meczu z Turcją bramki strzelali inni, ale dla kamer to on był wciąż najważniejszy.
Sam Ronaldo pokazał się dziennikarzom w Szwajcarii dopiero po tym meczu i zgodnie z zapowiedziami trenera Luiza Felipe Scolariego na pytania o transfer nie odpowiadał. Scolari chroni go jak może.