W Internecie dziewczyny przesyłają sobie e-mail zatytułowany “Dlaczego nie kibicujemy polskiej reprezentacji?”. Zawartość przesyłki podaje odpowiedź – na pierwszym zdjęciu portugalscy piłkarze, przystojni i pociągający, w dobrze skrojonych garniturach, nonszalancko rozpiętych koszulach, z okularami przeciwsłonecznymi dodającymi im tajemniczości. Na drugiej fotografii piłkarz Lewandowski szczerzy w uśmiechu zęby zaaresztowane przez aparat ortodontyczny. Poza żelastwem rzucają się w oczy także swojskie rumiane policzki.
Ot i cała prawda – polska piłka nie jest dla pań atrakcyjna, toteż się przed telewizory nie garną. A jeśli już, to z obowiązku wobec narodu lub – przebiegle – by skorzystać z okazji i zlustrować walory zawodników przeciwnej drużyny. Bo polski piłkarz z wymarzonym mężczyzną wspólnego ma niewiele. Sporo łączy go natomiast z tym facetem, który od zeszłego weekendu przesiaduje w salonie przed telewizorem, nie wynosi śmieci ani nie usypia dzieci, tylko odstawia na stolik kolejne butelki piwa, klnie i kompletnie ją ignoruje.
Także na boisku polscy supermani okazują się nieudolni. Grają kiepsko i mało elegancko, nawet sfaulować nie potrafią z finezją, zawsze jakoś tak topornie. Na powtórkach nie widać ich pięknych, umięśnionych ciał w efektownych ewolucjach. Zamiast tego z wykrzywiających się w zwolnionym tempie ust można wyczytać słownik polskich wulgaryzmów. Jak tu naszym mężczyznom zaufać, lokować w nich nadzieje? Podwijają ogon już po pierwszej porażce, nie potrafią wziąć się w garść i zagrać dobrze, choćby dla honoru.
Kobiety są zawiedzione, mężczyźni załamani – ich marzenia również trafił szlag. Już nie chodzą napuszeni i nie pohukują groźnie. Zamiast straszyć wroga biało-czerwonymi szalikami, upychają je wstydliwie w kącie. Sami wydają się sobie śmieszni. Nasi piłkarze toną w deszczu obelg i goryczy. Znajomi, z którymi oglądałam mecz z Chorwacją, szukali innego remedium – włączyli archiwalne materiały z lat 70. Do snu mieli nas ukołysać Lato i Deyna.
Ale sentymenty nie wystarczą. Trudno kochać przeszłość, jeszcze trudniej siebie nawzajem. Wszyscy mamy zgagę i zamiast spojrzeć sobie w oczy, wybieramy nowy obiekt uwielbienia. Teraz stawiamy na Holendrów. Po pierwsze: dobrze grają, po drugie: są przystojni, po trzecie: nie mamy z nimi żadnych przykrych polityczno-wojennych doświadczeń. Ambicje i oczekiwania wobec nas samych eksportujemy więc do miłej europejskiej krainy słynącej z wiatraków i tulipanów. Możemy na nowo oddać się marzeniom, bez ryzyka, że skończą się katastrofą. Mistrzostwa zmieniają się w serial “M jak miłość” – namiętności i tragedie bohaterów popłyną do naszych serc jak kojąca kroplówka. Mężowie i żony znów spotkają się na kanapie. Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało.