Hiszpanie ćwiczyli wczoraj na stadionie Franza Horra należącym do Austrii Wiedeń. Trening był otwarty dla mediów, na jednej z trybun stanęło kilkadziesiąt kamer, przyszło kilkuset dziennikarzy.
Rozmach, z jakim piłkarze Luisa Aragonesa zagrali w półfinale, i rozmiar zwycięstwa zrobił z nich bohaterów. Jedynym człowiekiem bez uśmiechu na twarzy był hiszpański trener, ale on i tak nigdy się nie uśmiecha.
Do niedzielnego finału z Niemcami drużyna przystąpi najprawdopodobniej bez Davida Villi, najlepszego strzelca, który w pierwszej połowie meczu z Rosją naciągnął mięsień czworogłowy. Wczoraj, gdy jego koledzy trenowali, pojechał na badania do szpitala. Światełko nadziei jeszcze się tli, lekarz reprezentacji poinformował, że dopiero w sobotę wyda specjalne oświadczenie. Jeśli Villa nie zagra, zastąpi go Cesc Fabregas. Pomocnik Arsenalu stwierdził, że jest gotowy zmierzyć się z Michaelem Ballackiem i poprowadzić drużynę do zwycięstwa.
Piłkarze, którzy po treningu przyszli do stojących na trybunie dziennikarzy i rozmawiali z nimi, krzycząc przez ogrodzenie, o rywalu wyrażali się z szacunkiem.
– Nasz przeciwnik w finale to Niemcy, a to jest wyzwanie – mówił w czwartek po meczu Aragones, a jego zawodnicy powtarzali to zdanie modyfikując je na różne sposoby. Hiszpanie powtarzają, że przyjechali wygrać cały turniej, więc na razie niczego jeszcze nie osiągnęli.