Najstarsze kluby piłkarskie w Anglii, Francji, Hiszpanii, Niemczech i Włoszech dni chwały mają już za sobą. Nie zatrudniają wielkich gwiazd, a bardziej niż zyski z kontraktów, sprzedaży praw telewizyjnych czy biletów cenią sobie tradycję.
– Każdy może być największy, najbogatszy, najbardziej utytułowany, ale tylko my jesteśmy najstarsi – z dumą stwierdza David McCarthy, menedżer Sheffield FC. Angielski zespół obchodził w październiku ubiegłego roku 150-lecie. Obecnie występuje w dziesiątej lidze, pozostaje w cieniu swoich sąsiadów – United i Wednesday, na jego mecze przychodzi zwykle 200 – 300 osób, jednak jest drugim klubem – obok Realu Madryt – uhonorowanym najwyższym odznaczeniem FIFA – Rubinowym Orderem Zasługi. – Mamy wyjątkową historię – przekonuje prezes Richard Tims.
Trzeba przyznać mu rację. Klub założyli dwaj pasjonaci krykieta oraz twórcy pierwszych zasad gry w piłkę nożną – William Prest i Nathaniel Creswick. Początkowo znalezienie przeciwników było dużym wyzwaniem. Skutecznym wyjściem z trudnej sytuacji i sposobem na wystawienie dwóch jedenastek okazała się wewnętrzna rywalizacja kawalerów z żonatymi czy zawodowców z amatorami. O tym, jak wielkie zainteresowanie wzbudzała nowa dyscyplina, świadczy liczba szybko pojawiających się na mapie Wielkiej Brytanii nowych ośrodków piłkarskich. W 1862 roku tylko w okolicach Sheffield było ich już 15, rok później powstał pierwszy związek – The Football Association.
Niepowtarzalna historia działa na wyobraźnię potencjalnych sponsorów. Producent opon, włoska firma Pirelli, zdecydował się ostatnio zainwestować w klub z Sheffield, który dopiero od siedmiu lat ma własną siedzibę w Dronfield. – Futbol stał się przemysłem. Nie byliśmy i nigdy nie będziemy jego częścią. Dla nas pieniądze nie odgrywają najważniejszej roli – zaznacza Tims.
Lepiej wygląda sytuacja najstarszego na kontynencie francuskiego Le Havre. Klub istniejący od 1872 roku znany jest głównie z wzorowej pracy z młodzieżą. Karierę w słynnej szkółce rozpoczynali m.in. Lassana Diarra, Pascal Chimbonda, Anthony Le Tallec, Florent Sinama-Pongolle, a na swoje pięć minut czekają kolejne diamenty, o których świat ma usłyszeć już w niedalekiej przyszłości.