Najstarsze kluby piłkarskie świata

Piłkarze Sheffield FC, Le Havre AC, Recreativo Huelva, Hamburger SV i Genoa CFC teoretycznie powinni odcinać kupony od sławy, jednak gra w drużynach pamiętających czasy rewolucji przemysłowej nie gwarantuje miejsca wśród najlepszych.

Aktualizacja: 13.07.2008 18:44 Publikacja: 13.07.2008 01:15

Sheffield FC - najstarszy klub świata

Sheffield FC - najstarszy klub świata

Foto: AP

Najstarsze kluby piłkarskie w Anglii, Francji, Hiszpanii, Niemczech i Włoszech dni chwały mają już za sobą. Nie zatrudniają wielkich gwiazd, a bardziej niż zyski z kontraktów, sprzedaży praw telewizyjnych czy biletów cenią sobie tradycję.

– Każdy może być największy, najbogatszy, najbardziej utytułowany, ale tylko my jesteśmy najstarsi – z dumą stwierdza David McCarthy, menedżer Sheffield FC. Angielski zespół obchodził w październiku ubiegłego roku 150-lecie. Obecnie występuje w dziesiątej lidze, pozostaje w cieniu swoich sąsiadów – United i Wednesday, na jego mecze przychodzi zwykle 200 – 300 osób, jednak jest drugim klubem – obok Realu Madryt – uhonorowanym najwyższym odznaczeniem FIFA – Rubinowym Orderem Zasługi. – Mamy wyjątkową historię – przekonuje prezes Richard Tims.

Trzeba przyznać mu rację. Klub założyli dwaj pasjonaci krykieta oraz twórcy pierwszych zasad gry w piłkę nożną – William Prest i Nathaniel Creswick. Początkowo znalezienie przeciwników było dużym wyzwaniem. Skutecznym wyjściem z trudnej sytuacji i sposobem na wystawienie dwóch jedenastek okazała się wewnętrzna rywalizacja kawalerów z żonatymi czy zawodowców z amatorami. O tym, jak wielkie zainteresowanie wzbudzała nowa dyscyplina, świadczy liczba szybko pojawiających się na mapie Wielkiej Brytanii nowych ośrodków piłkarskich. W 1862 roku tylko w okolicach Sheffield było ich już 15, rok później powstał pierwszy związek – The Football Association.

Niepowtarzalna historia działa na wyobraźnię potencjalnych sponsorów. Producent opon, włoska firma Pirelli, zdecydował się ostatnio zainwestować w klub z Sheffield, który dopiero od siedmiu lat ma własną siedzibę w Dronfield. – Futbol stał się przemysłem. Nie byliśmy i nigdy nie będziemy jego częścią. Dla nas pieniądze nie odgrywają najważniejszej roli – zaznacza Tims.

Lepiej wygląda sytuacja najstarszego na kontynencie francuskiego Le Havre. Klub istniejący od 1872 roku znany jest głównie z wzorowej pracy z młodzieżą. Karierę w słynnej szkółce rozpoczynali m.in. Lassana Diarra, Pascal Chimbonda, Anthony Le Tallec, Florent Sinama-Pongolle, a na swoje pięć minut czekają kolejne diamenty, o których świat ma usłyszeć już w niedalekiej przyszłości.

Problem w tym, że wychowankowie szybko opuszczają mury akademii. Gdyby zostali, Le Havre grałoby o pierwsze miejsce w ekstraklasie, a nie w drugiej lidze. Lista sukcesów – Puchar i Superpuchar Francji (w 1959 roku) oraz dwa mistrzostwa zdobyte jeszcze w XIX w. (w 1899 i 1900) – nie robi wrażenia. By wywalczyć pierwsze trofeum, nie musieli nawet wychodzić na boisko, bo przeciwnicy oddali mecze walkowerami, za drugim razem wygrali ligę już w sportowej rywalizacji.

Praca specjalistów od szkolenia młodzieży doceniana jest za granicą. Działacze Le Havre podpisali kilka lat temu umowę z Liverpoolem. – Francuski futbol jest rozpoznawalny dzięki Premiership – mówi o wzajemnych relacjach Xavier Rivoire, jeden z autorów książki „The French Revolution – 10 years of English Football after Cantona”, opowiadającej o tym, jak gracze znad Sekwany odmienili Premiership.

Wkład Brytyjczyków w propagowanie i rozwój piłki jest równie nieoceniony. W 1889 roku angielski doktor Alejandro McKay oraz górnicy z kopalni Rio Tinto wpadli na pomysł założenia Recreativo. W składzie Hiszpanów próżno szukać wielkich nazwisk. Najbardziej znani w Huelvie są były selekcjoner reprezentacji, a obecnie trener Fenerbahce Stambuł Luis Aragones oraz Manuel Almunia, kolega Łukasza Fabiańskiego i rywal Polaka do miejsca w bramce Arsenalu.

Zawodnicy Recreativo dwa lata temu dopiero trzeci raz awansowali do Primera Division. Po wygranej na Santiago Bernabeu z Realem (3:0) zostali okrzyknięci rewelacją rozgrywek, a ósma pozycja pozwoliła im się wreszcie utrzymać. Największym ich osiągnięciem pozostaje udział w finale Pucharu Króla w 2003 roku z RCD Mallorca (0:3).

Te wyniki nie mogą równać się z dokonaniami Realu czy Barcelony – niewiele młodszych, ale o wiele bardziej utytułowanych drużyn, które dzielą się zdobyczami w lidze, zachwycają kibiców występami w europejskich pucharach i od lat znajdują się w czołówce rankingów najbogatszych klubów. Dzięki kilkunastokrotnie wyższym budżetom mogą pozwolić sobie na spektakularne transfery, wiedząc, że ogromne sumy zainwestowane w gwiazdy szybko się zwrócą.

Przykład Hamburger SV pokazuje, że stara gwardia nie musi być już na starcie skazana na porażkę. 120-letni zespół jako jedyny nieprzerwanie od 1963 roku gra w Bundeslidze. O wyczynie tym przypomina umieszczony na stronie internetowej drużyny zegar odmierzający czas w pierwszej lidze z dokładnością co do sekundy. Do HSV należy też rekord 36 meczów z rzędu bez porażki ustanowiony w latach 1982 – 1983. Podopieczni Ernsta Happela wywalczyli wówczas dwukrotnie tytuł, a na deser zdobyli jeszcze Puchar Mistrzów.

W Hamburgu publiczność miała okazję w przeszłości dopingować m.in. Franza Beckenbauera, Uwe Seelera, Feliksa Magatha i Kevina Keegana. Teraz idolami kibiców są Rafael van der Vaart, Vincent Kompany i Mohamed Zidan. Od 1919 roku HSV nigdy nie spadł z najwyższej klasy rozgrywkowej, w poprzednim sezonie zajął czwarte miejsce i nic nie wskazuje, by w najbliższym czasie stracił mocną pozycję. Niemiecka solidność okazuje się skuteczną receptą na zwycięstwa.

Kryzys dopadł za to calcio. Według obliczeń Ministerstwa Finansów kluby Serie A są zadłużone na 754 mln euro. Szef ligi Antonio Matarrese zaproponował nawet, aby od tego sezonu zredukować liczbę uczestników rozgrywek z 20 do 18.

Kłopoty to włoska specjalność. Głośna afera korupcyjna Calciopoli wprawdzie nie przeszkodziła reprezentacji Marcello Lippiego wygrać mundialu, niektórym jednak utrudniła życie. Wcześniej skutki ustawiania spotkań poważnie odczuli też piłkarze Genoi. W 2005 roku nie zdążyli nawet wybiec na boisko, gdyż zdegradowani zostali do Serie C. Na powrót do pierwszej ligi czekali dwa sezony, choć i tym razem nie obyło się bez problemów. W czerwcu zeszłego roku prezes Enrico Preziosi został zawieszony z powodu nadużyć finansowych. Przedstawiciele ekstraklasy rozważali ukaranie zespołu odjęciem punktów, w końcu nałożono tylko grzywnę wysokości 150 tys. euro.

Dawniej kibice Genoi mieli większe powody do zadowolenia. Od momentu powstania (w 1897 roku) drużyna dominowała w lidze, okres triumfów zakończył nagle wybuch II wojny światowej. Odbudowa renomy trwała pół wieku, ale warto było czekać. W 1991 roku piłkarze zajęli czwarte miejsce, awansowali do Pucharu UEFA, drogę do finału zamknął im dopiero Ajax Amsterdam. Derby miasta między Genoą i Sampdorią, mimo że nie są tak znanym produktem marketingowym jak mecze Milanu z Interem czy Romy z Lazio, nie ustępują im wspaniałą atmosferą.

Wiara w zwycięstwo sprawia, że czasem zdarzają się niespodzianki. Nie ulega jednak wątpliwości, że do skutecznej rywalizacji z piłkarskimi potęgami potrzebne są wielkie pieniądze, a sukces finansowy zależy od wyników na boisku. Dopóki nie zrozumieją tego przedstawiciele najstarszych klubów, wielki futbol oglądać będą jedynie w telewizji.

Najstarsze kluby piłkarskie w Anglii, Francji, Hiszpanii, Niemczech i Włoszech dni chwały mają już za sobą. Nie zatrudniają wielkich gwiazd, a bardziej niż zyski z kontraktów, sprzedaży praw telewizyjnych czy biletów cenią sobie tradycję.

– Każdy może być największy, najbogatszy, najbardziej utytułowany, ale tylko my jesteśmy najstarsi – z dumą stwierdza David McCarthy, menedżer Sheffield FC. Angielski zespół obchodził w październiku ubiegłego roku 150-lecie. Obecnie występuje w dziesiątej lidze, pozostaje w cieniu swoich sąsiadów – United i Wednesday, na jego mecze przychodzi zwykle 200 – 300 osób, jednak jest drugim klubem – obok Realu Madryt – uhonorowanym najwyższym odznaczeniem FIFA – Rubinowym Orderem Zasługi. – Mamy wyjątkową historię – przekonuje prezes Richard Tims.

Pozostało 89% artykułu
Sport
Jagiellonii i Legii sen o Wrocławiu
Sport
Tadej Pogacar silny jak nigdy
Sport
PKOl i Radosław Piesiewicz pozwą ministra Sławomira Nitrasa
Sport
Mistrzostwa świata w kolarstwie szosowym. Katarzyna Niewiadoma wśród gwiazd
Sport
Radosław Piesiewicz ripostuje. Prezes PKOl zyskał na czasie