[link=http://blog.rp.pl/fafara/2009/03/31/wyrzucanie-leona ][b]Skomentuj na blogu[/b][/link]

Zwłaszcza jeśli są obcokrajowcami, noszą głowę wysoko i nie padają na kolana, gdy słyszą o dawnych osiągnięciach miejscowego futbolu.

Mnie ciekawiło w sprawie Beenhakkera jedno. To mianowicie, czy znana mi dość dobrze gazeta „Dziennik”, w której obowiązywał wewnątrzredakcyjny zakaz krytyki holenderskiego szkoleniowca, poluzowała cenzurę. Bardziej łatwowiernym i naiwnym czytelnikom należy wyjaśnić, że ów zakaz wynikał z nadziei na ekskluzywny wywiad czy też na newsa prosto ze sztabu szkoleniowego reprezentacji narodowej. Zauważyłem z radością odwilż na wspomnianych łamach. Gazeta już nie oszczędza dumnego Leona i po nieszczęsnym meczu z Irlandią Północną gotowa jest zwolnić Holendra zgodnie z wolą ludu. Jak widać zwyciężył pragmatyzm, a newsy ze sztabu szkoleniowego Feyenoordu Rotterdam kierownictwo gazety uznało za mało przydatne.

Ironizowanie nie zastąpi jednak jasnej odpowiedzi w ogólnonarodowej kwestii: zwolnić czy ułaskawić? Jak słyszę, podzielony na pół jest w tej sprawie zarząd Polskiego Związku Piłki Nożnej. Głosowanie przeprowadzone przez jeden z portali internetowych też przyniosło wynik fifty-fifty, co mocno mnie zaskoczyło, bo byłem przekonany, że naród chce jednak głowy Beenhakkera. Gdyby to ode mnie zależało, byłbym zdecydowanie za aktem łaski. Mimo iż jestem przeciwny zatrudnianiu trenerów z zagranicy, mimo iż dostrzegam wady i kompleksy Holendra, uważam, że należy zachować się wobec niego w sposób cywilizowany. Z jednej prostej przyczyny: warto się trzymać zasad i wywiązywać z umów, choćby kosztowało to 100 tysięcy euro miesięcznie.

A co na to sam Beenhakker? „Zwalniano mnie pięć albo i więcej razy. Niech sobie gadają, ja jestem wytrzymały jak skała. Od 45 lat pracuję w tym biznesie i doskonale znam to wszystko na pamięć” – powiedział w wywiadzie dla gazety, która właśnie przywróciła wolność słowa.