Trzeba było czekać aż do siódmego wyścigu sezonu, ale wreszcie są: dwa punkty za siódme miejsce, jakiś znak nadziei dla kierowcy, który rok temu na metę siódmego wyścigu wjeżdżał jako lider mistrzostw świata.
W tym sezonie oczekiwania trzeba przykroić do skromnych możliwości. Wiadomo już, że większość zaszczytów Polakowi i BMW Sauber uciekła, niedawny koszmar w GP Monaco nie pozostawił co do tego żadnych złudzeń. Pozostają więc drobne radości: z tego, że bolid wreszcie ma podwójny dyfuzor, że to mu pomogło, że Kubica w Stambule awansował do czołowej dziesiątki w kwalifikacjach. W decydującej fazie czasówki – w dużej mierze za sprawą strategii, czyli zatankowania jego BMW dużą ilością paliwa – nie był w stanie wywalczyć lepszego pola startowego niż dziesiąte.
[srodtytul]O milimetry[/srodtytul]
Niewiele zabrakło, by nadzieje na pierwsze punkty skończyły się już po pierwszych metrach wyścigu. Ruszający z trzeciego pola Rubens Barrichello z Brawn GP miał kłopoty ze skrzynią biegów. Jego bolid powoli nabierał rozpędu, a nacierająca z tyłu chmara samochodów z obu stron mijała bezradnego Brazylijczyka. W zamieszaniu Kazuki Nakajima bardzo opóźnił hamowanie przed pierwszym łukiem i był bliski wpakowania się w bok samochodu Kubicy. A po zewnętrznej przepychał się jeszcze Nick Heidfeld i trzy samochody, mijając się o milimetry, przemknęły przez pierwszy zakręt.
Sekundy później Kubica zrewanżował się Nakajimie, wyprzedzając go przed kolejnym łukiem, i resztę pierwszego okrążenia przejechał jak w transie. Wyprzedził kolejno Heidfelda i Kimiego Raikkonena, awansował na ósmą pozycję.