Tak uważa były agent KGB podpułkownik Władimir Popow, który obecnie przebywa na emigracji w Kanadzie. Juan Antonio Samaranch miał zostać zwerbowany w latach 70., gdy pracował w Moskwie jako ambasador w ZSRR i Mongolii. Co więcej, to właśnie dzięki patronatowi radzieckich służb specjalnych został kilka lat później wybrany na szefa MKOl – przekonuje Popow.
Samaranch miał słabość do antyków, zbierał je, a następnie – wbrew radzieckim przepisom – wysyłał do ojczyzny pocztą dyplomatyczną. KGB miało go na tym przyłapać, jednak zamiast skandalu agenci zaproponowali współpracę. – Nie potrafię sprecyzować, co dokładnie robił Samaranch dla KGB, ale transakcja na pewno była korzystna dla obu stron – mówi „Rz” historyk i dziennikarz Jurij Felsztyński, jeden ze współautorów (obok Popowa i dwóch mistrzów szachowych Wiktora Korcznoja i Borysa Gulko) książki o związkach KGB i radzieckiego świata szachowego.
– Dzięki poparciu ZSRR i socjalistycznych satelitów Samaranch został szefem MKOl – tłumaczy mieszkający w USA Felsztyński, autor książek demaskujących rosyjskie służby specjalne – „Wysadzić Rosję” (wspólnie z Aleksandrem Litwinienką, byłym agentem KGB i FSB, zamordowanym w Londynie w 2006 roku) i „Korporacja zabójców. Rosja, KGB i prezydent Putin” (wspólnie z Władimirem Pribyłowskim).
Nieduża notka o agenturalnych kontaktach Samarancha w nowej książce wywołała falę publikacji na Zachodzie i sporo komentarzy w Rosji, jednak Felsztyński i Pribyłowski zwracają uwagę, że po raz pierwszy informacja ta ujrzała światło dzienne właśnie w „Korporacji zabójców”. – Może wynurzenia dwóch dziennikarzy nie zostały uznane za wiarygodne. Wówczas nie mogliśmy ujawnić Popowa jako naszego źródła, bo bał się o swoich krewnych w Moskwie – mówi Felsztyński. – Tym razem on się pod tą informacją podpisał i podniósł się szum – dodaje.
Sam Felsztyński za swoje publikacje jest w Rosji persona non grata, a jego książki nie są wydawane. W mediach jest często przedstawiany jako „doradca” skłóconego z Kremlem oligarchy-emigranta Borysa Bieriezowskiego.