– Atmosfera była po prostu szalona. Ludzie tańczyli na ulicach, machali szalikami, śpiewali – opowiada „Rz” Helen z Cooter Brown’s Tavern, jednego z najbardziej znanych barów sportowych w Nowym Orleanie. – Wieczorem znów spodziewamy się imprez. Większość szkół odwołała zajęcia i nie sądzę, by w poniedziałek wiele osób zamierzało pójść do pracy – dodaje. Taki nastrój utrzyma się jeszcze pewnie przez kilka dni, bo jest co świętować. Zespół Świętych grał w Super Bowl pierwszy raz, a faworytem była drużyna z Indianapolis.

Na początku spotkania zapowiadało się zresztą, że Saints dostaną niezłe lanie. Po pierwszej kwarcie było 10:0, jeszcze w trzeciej Colts prowadzili 17:16. Ale koniec był szczęśliwy dla drużyny z Nowego Orleanu.Najlepszym zawodnikiem został Drew Brees, quarterback (czyli rozgrywający

Saints, który podczas meczu miał 32 celne podania i dwa przyłożenia. – Po prostu wierzyliśmy w siebie. Wiedzieliśmy, że mamy za sobą całe miasto, a być może nawet cały kraj – tłumaczył po wygranej Brees. I rzeczywiście, wielu Amerykanów, z którymi rozmawiała „Rz”, trzymało kciuki za zespół z Nowego Orleanu, miasta podnoszącego się powoli po tragedii wywołanej w 2005 roku przez huragan Katrina.

Finałowy mecz NFL oglądało na stadionie w Miami ponad 70 tysięcy kibiców, a przed telewizorami w USA ponad 90 milionów. Był on też transmitowany do ponad 185 krajów świata w 30 różnych językach.