Gdy się patrzy na Kuyta, stają przed oczami stare zdjęcia z książek o futbolu: o grze klasy robotniczej, dawnym etosie piłkarza i napastnikach, którzy bramki strzelali między zmianami w fabryce. Fryzura – senny koszmar stylisty. Uszy odstające jak u Ernesta Wilimowskiego, nogi krzywe nawet jak na piłkarską normę, reszta niepozorna. Nie zachwyca techniką, walczy z piłką, a nie ją głaszcze, nie strzela pięknych goli, od kiedy przeniósł się z ligi holenderskiej do angielskiej w ogóle zdobywa ich dużo mniej. Jest szybki, ale bez przesady. Jego siła to pracowitość, instynkt, zdrowie, zupełny brak egoizmu i to, że może zagrać w każdym miejscu na połowie rywali. Czy jako napastnik, czy pomocnik – wszędzie będzie biegał bez przerwy. Jak straci piłkę, pierwszy się rzuci na rywala. „USA Today” nazwał go „oszalałą kulką z flipperów”.
– Kuyt ciągle jest w ruchu, w ataku i obronie. Dzięki niemu grający po jego stronie boiska Giovanni van Bronckhorst, który tak naprawdę nie jest obrońcą i już kończy karierę, na tym mundialu gra świetnie – mówią holenderscy dziennikarze. Z ofensywnych piłkarzy tylko Wesley Sneijder grał w RPA dłużej od Kuyta. W każdej rundzie pucharowej piłkarz Liverpoolu miał kluczową asystę. Podanie do Sneijdera na 2:0 w meczu ze Słowacją, podbicie piłki w ćwierćfinale z Brazylią tak, że Sneijder mógł ją uderzyć do bramki, podanie do Arjena Robbena przy jego golu z Urugwajem. W meczu z Brazylią Kuyt nie pozwolił się rozpędzić Maiconowi, dziś ma być przeszkodą dla Sergio Ramosa. – Może to jest właśnie moja siła, że jestem tak różny od innych piłkarzy reprezentacji. Trzeba się uzupełniać – mówi Kuyt.
Przez osiem lat w holenderskiej Eredivisie – najpierw w Utrechcie, potem Feyenoordzie – opuścił ledwie dziewięć spotkań. Jako jedyny wystąpił we wszystkich meczach za kadencji trenera Berta van Marwijka. Gdy van Marwijka zapytano dlaczego, odpowiedział: – Gdy Rafael Benitez był trenerem Liverpoolu, na kartce ze składem zawsze jako pierwsze nazwisko wpisywał: Dirk Kuyt. Kropka.
[srodtytul]Zawór bezpieczeństwa [/srodtytul]
Sergio Busquets aż tak niepozorny jak Kuyt nie jest, gra też na innej pozycji. To jedyny pomocnik wychowany przez barcelońską La Masię dla pierwszej drużyny, który mierzy więcej niż 180 cm. Jest wyższy o blisko pół głowy od ojca, Carlosa Busquetsa, też wychowanka Barcelony i jej bramkarza w latach 90. Jak na swój wzrost biega elegancko, w uszach ma dwa kolczyki, nie spuszcza wzroku przy wywiadach. Łączy ich to, że nie robiąc z pozoru nic wyjątkowego na boisku, stali się swoim drużynom niezbędni.