Po tym co obaj pokazali w tej samej Boardwalk Hall w grudniu ubiegłego roku oczekiwano walki roku. Wtedy widowisko było niesamowite, a werdykt przyznający zwycięstwo Williamsowi, kontrowersyjny. 35. letni Martinez, nie mógł się z nim pogodzić i w rewanżu obiecywał, że znokautuje sześć lat młodszego i wyższego o 10 cm czarnoskórego pięściarza z Płd. Karoliny.
Wcześniej jednak spotkał się z amerykańskim królem nokautu Kelly Pavlikiem i pokazał, że znakomity walka z Williamsem nie była dziełem przypadku. Ten były zawodowy piłkarz i kolarz, który bokserskie rękawice założył po raz pierwszy w wieku 20 lat sparaliżował Pavlika szybkością i odebrał mu pasy mistrzowskie WBC i WBO w wadze średniej. Wtedy był też mistrzem WBC w niższej kategorii, junior średniej. Z tego tytułu wkrótce zrezygnował, a pas WBO mu odebrano, bo nie chciał walczyć z wyznaczonym przeciwnikiem. Za wszelką cenę chciał zrewanżować się Williamsowi i dopiął swego.
5502 widzów w Atlantiic City sądziło, że walka będzie długa i jeśli zakończy się przed czasem, to w końcowych rundach.
Pierwsze starcie u dwóch z trójki sędziów wygrał Williams, ale nie ustrzegł się kilku mocnych ciosów Martineza. To powinien być sygnał ostrzegawczy dla byłego mistrza świata wagi półśredniej. On, demolujący rywali szybkością był nieco wolniejszy od Martineza, który wyraźnie czekał na błąd rywala.
Obaj walczą z odwrotnej pozycji, są mańkutami, ale nie polują za wszelką cenę na nokaut. Tu też nic nie wskazywało na to, że walka zakończy się w taki sposób.