40 lat temu Kazimierz Górski został trenerem piłkarskiej reprezentacji Polski. Decyzja PZPN nie wywołała wtedy emocji i nie wzbudziła specjalnych nadziei. Trudno było wierzyć w jakiś przełom po latach niepowodzeń. Poza tym kraj żył wtedy czym innym. Tragiczne wydarzenia na Wybrzeżu zakończyły rządy Władysława Gomułki. 20 grudnia, gdy na szefa partii wybrano Edwarda Gierka, zaczął się nowy etap w dziejach komunistycznej Polski.

Górski miał wtedy 49 lat. Był traktowany w środowisku z sympatią, ale bez szczególnej estymy. Znawca piłki, dziennikarz tygodnika „Sportowiec” Krzysztof Wągrodzki pisał: „Kazio, nasz Kazio. Czy nie wypłynął na zbyt szerokie i niespokojne wody? Czy praca z reprezentacją jest właściwym zajęciem dla trenera, który zwiedził kilka klubów, nie odnosząc oszałamiających sukcesów, a potem utknął w PZPN na stanowisku trenera szkolącego młodzież? Wiadomo – Kazio, swój chłop, miły, chętnie wypije kieliszek koniaku, ale prochu nie wymyśli”.

Ciąg dalszy jest znany, sympatyczny Kazio zadziwił świat. Po kilku latach, gdy piłkarze pod wodzą Górskiego zdobyli olimpijskie złoto i wywalczyli trzecie miejsce w mistrzostwach świata, jeden z przyjaciół zadał trenerowi pytanie: – Czy ty to wszystko z premedytacją obmyśliłeś, czy ci tak samo wyszło? Górski, zniżając głos, odpowiedział: – Jeszcze nie mogę ci tego wyjaśnić. Jestem związany, rozumiesz, pewnymi zobowiązaniami.

Gdybym miał jednym zdaniem i bardziej serio wyjaśniać sukcesy pana Kazimierza, wymieniłbym przede wszystkim szczęśliwy zbieg okoliczności, w wyniku którego doszło do spotkania świetnego trenera i utalentowanych piłkarzy we właściwym czasie i miejscu. Zastanawiam się mimo wszystko po dziś dzień, co by było, gdyby 40 lat temu ówczesny prezes PZPN Wiesław Ociepka powierzył prowadzenie reprezentacji komuś innemu. Czy Deyna, Lato, Tomaszewski i Gadocha błysnęliby tak samo pod kierunkiem innego selekcjonera?

Chyba jednak nie doszliby tak daleko bez fenomenu Kazimierza Górskiego. Fenomenu, którego 40 lat mało kto się domyślał.