"Piotr Staruchowicz i Kuba Rzeźniczak w dniu dzisiejszym spotkali się i wyjaśnili wszystkie nieporozumienia. Obie strony stwierdziły, że działały w afekcie - jeden za dużo powiedział, a drugi nie był w stanie się powstrzymać od czynu, który nie powinien mieć miejsca" - czytamy na stronie fanów klubu.
Zarząd Legii nie był tak wyrozumiały jak piłkarz i przywrócił orzeczony wcześniej wobec Staruchowicza klubowy zakaz stadionowy. - Żałujemy, że mimo dobrej woli z naszej strony oraz wstawiennictwa wielu osób, w tym polityków i stołecznych samorządowców, Pan Staruchowicz po raz kolejny dopuścił się zachowania, które spotka się zawsze z naszą zdecydowaną reakcją – powiedział prezes Legii Paweł Kosmala cytowany przez oficjalną stronę klubu.
Jakub Rzeźniczak, który nie pozwolił się obrażać po przegranym meczu z Ruchem Chorzów został uderzony przez jednego z kiboli. Okazuje się, że na boisko wtargnął "Staruch", który jest nieformalnym liderem kibiców warszawskiej drużyny. To on nadawał ton na "Żylecie" - trybunie zajętej przez najzagorzalszych fanów. "Staruch" miał do dyspozycji aparaturę nagłaśniającą i to przez nią zaintonował: "Jeszcze jeden" po śmierci jednego z właścicieli Legii - Jana Wejcherta. Wtedy to (październik 2009 r.) dostał zakaz wejścia na stołeczny stadion. Jednak klubowi zależy na dobrych stosunkach z kibicami i frekwencji na trybunach. Dlatego "Staruch" wrócił na stadion pod koniec 2010 r.
Kibole rządzą na polskich stadionach i kluby mniej lub bardziej oficjalnie muszą to akceptować. Ostatnio po meczu Arki Gdynia jej piłkarze musieli stawić się przed kibicami. Wysłuchali reprymendy za grę i ostrzeżenia, by nie pojawiali się w lokalach rozrywkowych.