Rz: Polonia wygrała drugi mecz z kolei, jej kibice się cieszą, ale i martwią, że jeśli zdarzą się dwie porażki, to straci pan pracę. Przyzwyczaili się do takiej normy.
Jacek Zieliński:
Mam wrażenie, że nasze relacje z panem Józefem Wojciechowskim są nieco inne niż jego z moimi poprzednikami. Najlepszy dowód, że jestem jedynym trenerem, który wrócił na Konwiktorską.
Prezes publicznie mówił, że niektórych trenerów zwalniał z ulgą, a przy panu żałował, jeszcze nim pan zamknął za sobą drzwi.
Też o tym słyszałem. To zdarzyło się prawie dwa lata temu, od tamtej pory trochę się zmieniliśmy. Rozstawaliśmy się bardzo kulturalnie, więc równie miło się witaliśmy. Prezes Wojciechowski też już wie, że budowanie drużyny piłkarskiej trwa dłużej niż kilka meczów. Dlatego nie stawiał mi żadnych warunków niemożliwych do spełnienia. W tym sezonie szanse na sukcesy na miarę ambicji są niewielkie. Ale już w następnym chcielibyśmy włączyć się do rywalizacji o europejskie puchary. Jak na drużynę z drugiej połówki tabeli to bardziej marzenia niż plany. Uważam, że Polonię stać na znacznie lepszą grę i wyniki niż do tej pory. Nie chcę oceniać pracy swoich poprzedników. Ale już na pierwszych treningach widziałem, że chłopcy są spanikowani. Nie wiem dlaczego. Może kolejne słabe mecze na to wpływały, może atmosfera w klubie, zmiany trenerów. Wszystkiego po trochu. A oni potrafią grać, tylko trzeba im pomóc w to uwierzyć. Czasami słowa nie wystarczą, pomaga sytuacja. Tak właśnie stało się w chwili ukarania czerwoną kartką Smolarka.