Kiedy ja się rodziłem, Wisła też była najlepsza w kraju, a to działo się ładnych parę lat temu. Wolę wielką tradycję niż nowobogackie, krótkotrwałe kluby, zależne od fanaberii właścicieli.

 

 

Wisła ma ponadstuletnie tradycje, mocne podstawy i ludzi z głową. Kiedy się zorientowali, że Maciej Skorża nie jest w stanie spełnić ich oczekiwań, zwolnili go w trakcie sezonu, nie patrząc na to, że wcześniej zdobył z Wisłą tytuł mistrza. Wymaganiom nie sprostał Henryk Kasperczak, który może i dopisałby do CV jeszcze jeden tytuł z Wisłą, gdyby nie samobójczy strzał Mariusza Jopa w ostatniej minucie meczu z Cracovią. To wszystko działo się dokładnie rok temu. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Po kilku prezesach bezimiennych do klubu wrócił Bogdan Basałaj. Zatrudniono pierwszego od czterech lat trenera z zagranicy, przewietrzono szatnię. Latem pożegnano Arkadiusza Głowackiego, zimą braci Brożków. Wydawało się, że bez tych piłkarzy, cenionych przez kolejnych trenerów i lubianych przez kibiców, Wisła będzie słabsza. Kupiono na ich miejsce zawodników raczej w Polsce mało znanych. Okazało się, że Robert Maaskant należy do tych holenderskich trenerów, którzy akurat znają się na robocie. Z grupy przeciętnych zawodników zbudował najlepszą drużynę w Polsce. Nie ma w niej gwiazd, są zawodnicy z Estonii, Kamerunu, Hondurasu, Bośni i Hercegowiny, Holandii, Słowacji, Serbii, Czech, Słowenii, Izraela, Białorusi, Brazylii, Bułgarii i Argentyny. Miejsce w pierwszej jedenastce mają tylko dwaj Polacy – Radosław Sobolewski i Patryk Małecki, a od niedawna Cezary Wilk. Sobolewski zrezygnował z gry w kadrze, Małecki nie jest ulubieńcem Franciszka Smudy, a Wilk to na razie reprezentacyjna ławka rezerwowych. Oto  mistrz Polski nowych czasów.