Walijski klub Swansea City zagra w Premier League

Tego jeszcze nie było. W Premier League zagra walijska drużyna, i to taka, której stylem bliżej do Barcelony niż gromady rugbystów

Aktualizacja: 05.06.2011 11:40 Publikacja: 05.06.2011 01:01

Kibice Swansea City

Kibice Swansea City

Foto: AFP

Do tej pory walijski futbol kojarzył się z Ryanem Giggsem, legendą i natchnieniem Manchesteru United. Ale kojarzył się na zasadzie wyjątku, róży wyrosłej na skalistym podłożu. Bo Walijczyk na boisku to był z reguły osiłek, któremu trudno się było zaprzyjaźnić z piłką. Jak John Hartson, taran rozbijający obrońców, albo kopiący rywali Robbie Savage czy szybkostrzelny, ale wolniej myślący Craig Bellamy, który na kolegę z Liverpoolu rzucił się kiedyś z kijem golfowym. Wszyscy oni robili większe lub mniejsze kariery w Premier League, ale tylko w angielskich klubach.

O tym, że do bogaczy z Premiership doszlusuje kiedyś zespół z Walii, mało komu się śniło. I choć od awansu Swansea City minęło kilka dni, to ten sukces ciągle się wydaje nierealny. W najbogatszej lidze świata klub z budżetem, który nawet w naszej ekstraklasie nie byłby najwyższy? Swansea City wydała w ostatnim sezonie 6 mln funtów. To mniej niż Manchester United czy Chelsea wydają na rezerwowego piłkarza. Nawet Newcastle czy Nottingham Forest, rywale z drugiej ligi angielskiej, mieli wielokrotnie więcej do wydania.

– Wszystko zaczęło się od przyjścia do klubu Roberto Martineza w lutym 2007 roku. To on nadał drużynie styl rozpoznawalny w całym kraju. Już kilka lat temu grę Swansea zaczęto porównywać do Barcelony czy Arsenalu – mówi Daniel Purzycki, były polski piłkarz, który przez kilka lat był w tym klubie trenerem młodzieży.

Ten styl to przeplatanka szybkich, krótkich podań i próba jak najdłuższego utrzymywania się przy piłce, tak żeby prędzej czy później pogubili się rywale. Coś, co kibice dobrze znają z gry mistrzów Hiszpanii i Barcelony. Dlatego czasami na Swansea mówi się „Swansealona".

Martinez był początkiem. To on wyciągnął Swansea, które jeszcze kilka lat wcześniej stało nad przepaścią, do Championship. Wprawdzie w pierwszym sezonie pracy jeszcze przegrał z Blackpool, ale w kolejnym już nie dał sobie wydrzeć awansu. Pracował tak dobrze, że wkrótce zgłosiło się po niego

Wigan. Gdy odchodził, kibice mieli do niego żal, bo wcześniej, zgodnie z południowym temperamentem, zapewniał o wielkiej miłości do Swansea, ale gdy wrócił na Liberty Stadium i wygrał 2:0 w Pucharze Anglii, został przyjęty ciepło.

W klubie też wspominali go z sentymentem, więc zatrudnili kolejnego południowca Paulo Sousę, Portugalczyka, który grał m.in. w Juventusie i Borussii Dortmund. Mieszanka narodowościowa w kadrze się rozrastała, pojawiali się kolejni Hiszpanie i Holendrzy. Mogli być nawet Polacy. – Przyjeżdżałem do kraju, by obserwować piłkarzy Legii i Bełchatowa, ale nic z tego nie wyszło – mówi Purzycki. Taką w klubie mają politykę: wypatrzyć na peryferiach futbolu, kupić tanio, wypromować, a potem ewentualnie sprzedać. Największe gwiazdy drużyny, jak choćby hiszpański obrońca Angel Rangel, kosztowały po kilkadziesiąt tysięcy euro. Wyjątkiem jest tylko Scott Sinclair, który przyszedł z Chelsea za 500 tysięcy funtów.

W nowym sezonie zabraknie najprawdopodobniej Włocha Fabia Boriniego, który pełnił bardzo ważną rolę w taktyce menedżera Brendana Rodgersa (zastąpił Sousę, gdy ten odszedł do Leicester City). Rodgers, chociaż jest Irlandczykiem, to o piłce myśli jak południowiec, dzięki temu, że na trenera wychowywał się przy boku Jose Mourinho. Utrzymał sznyt nadany przez poprzedników, a nawet go rozwinął.

Rodgers otwarcie przyznaje, że jest wyznawcą Mourinho i czas spędzony przy jego boku określa mianem trenerskiego Harvardu. Ale gdy pojawiła się szansa usamodzielnienia, nie wahał się długo. Odszedł do Watford, furory nie zrobił. Potem zakotwiczył w Reading, z którego został zwolniony tuż przed Bożym Narodzeniem, a rok temu objął Swansea, i tu wreszcie pokazał, na co go stać.

Umiejętnie prowadził drużynę przez długi sezon, a następnie fazę play-off aż do finału na Wembley, w którym wziął odwet na szefach Reading, wygrywając 4:2. Triumf oglądało na stadionie kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców Swansea, jak na brytyjskie realia niewielkiego miasta (ledwie 220 tys. mieszkańców, prawa miejskie w 1969 r.). – Ten klub jest prowadzony bardzo mądrze, ma solidne podstawy, nie żyje ponad stan. Jestem pewny, że w Premier League sobie poradzi – zapewnia Daniel Purzycki.

Na pewno będą mu kibicować wszyscy, którzy w piłce nie dali się zepsuć pieniądzom i nawet w czasach szejków wierzą, że najważniejszy jest pomysł i ciężka praca.

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?