Tomasz Gollob pierwsze mistrzostwo świata wywalczył niedługo przed 40. urodzinami, a teraz w każdych zawodach udowadnia, że czas dla niego się zatrzymał.
Do znakomitej techniki i świetnych motocykli dodał spokój oraz ciągle niezaspokojony głód sukcesów. To sprawia, że nawet gdy na początku nic nie idzie po jego myśli, jest w stanie odwrócić losy rywalizacji.
Tak jak w sobotę na stadionie Parken, gdy po dwóch seriach wyścigów miał na koncie dwa punkty. W trzech kolejnych startach zgarnął jednak pełne pule i w znakomitym stylu awansował do półfinału.
Tam nie dał szans Chrisowi Holderowi, Jarosławowi Hampelowi (odpadł i skończył zawody na piątym miejscu) oraz faworytowi gospodarzy Nickiemu Pedersenowi.
Finał to już lekcja, której polski żużlowiec nazywany Profesorem udzielił rywalom i kibicom. To była prawie dokładna kopia tego, co zrobił w bydgoskim Grand Prix w 2009 roku. Wtedy, mając miejsca tyle, ile starczyłoby na przednie koło, przecisnął się w pierwszym wirażu przy krawężniku i nie dał sobie odebrać zwycięstwa.