Najbardziej zacięta bitwa oczekiwana jest na Wyspach Brytyjskich. Frank Warren, najprężniejszy z tamtejszych promotorów, twierdzi, że prowadzony przez niego Ricky Burns, mistrz świata organizacji WBO w wadze superpiórkowej, nie będzie miał łatwego zadania w Echo Arena w Liverpoolu w starciu z byłym czempionem Nickym Cookiem.
Zdaniem Warrena „Rickster" nie ma jednak wyjścia. Musi pokonać Cooka, jeśli chce więcej zarabiać. Nie wystarczy jednak wygrać, znacznie ważniejszy jest styl, w jakim tego dokona. – Tylko w dobrych emocjonujących walkach można wyrobić sobie nazwisko – uważa Warren.
Marco Huck, Bośniak z niemieckim paszportem, nazwisko ma już znane, ale pojedynku, który przeszedłby do legendy, jeszcze nie stoczył. Tym razem też się na to nie zanosi, bo Argentyńczyk Hugo Hernan Garay chyba nie będzie mu w stanie zagrozić, choć odgraża się, że zmiażdży mistrza świata. Huck jest czempionem organizacji WBO w wadze junior ciężkiej, wygrał do tej pory 32 walki, z czego 23 przed czasem, i tylko raz przegrał – z Amerykaninem Steve'em Cunninghamem. W Monachium będzie zdecydowanym faworytem.
Tak samo jak król wagi lekkiej Meksykanin Juan Manuel Marquez w pojedynku z Kolumbijczykiem Likarem Ramosem, byłym mistrzem interim organizacji WBA w wadze superpiórkowej.
Walka na Plaza de Toros w Cancun zaplanowana jest na 10 rund. Tym razem stawką nie będą więc mistrzowskie pasy. Marquez (52 zwycięstwa, pięć porażek i remis) uważa, że to znakomite przetarcie przed pojedynkiem z Mannym Pacquiao (12 listopada), najlepszym pięściarzem bez podziału na kategorie wagowe. Nikt nie dopuszcza myśli, że mógłby w Cancun przegrać, to byłaby ogromna sensacja. Nie można jednak zapominać, że czasami takie się zdarzają.